Wielkanocne śniadanie, obok wigilijnej kolacji to w Polsce kulinarny kanon. Nawet jeśli stać nas na skoki w bok i odstępstwa od uświęconego historią i rodzinną tradycją schematu, menu pozostaje w tę szczególną niedzielę raczej co roku to samo. Na szczęście możemy poszaleć z winami.
Nie ukrywam, że w klasyczne polskie święta zasilam grono stetryczałej konserwy. Może dlatego, że w ciągu roku mam częste okazje i chęć eksperymentowania z menu, przekraczania granic i poznawania nowych smaków i kulinarnych doznań, w dni takie jak Wielkanoc lubię, żeby było „jak zawsze”. Na tej samej zasadzie uwielbiam schabowego, bo jem go co najwyżej dwa razy w roku.
Musi być zatem żur (choć od wielu lat dzieli miejsce na stole z czerwonym barszczem na własnoręcznie przygotowanym zakwasie, które to danie wniosła do Rodziny moja Żona), biała kiełbasa i pieczony schab, faszerowane jajka, całe mnóstwo mazurków, sernik (wznosimy się ponad podziały i kłótnie z cyklu – z rodzynkami czy bez) i babka. Za to z winami panuje w ten dzień wolnoamerykanka, aczkolwiek porządek i pewne zasady staram się zachowywać. A zatem…