Kukbuk
Kukbuk

Oda do młodości

Jeden brzeg Apulii opływa Morze Adriatyckie, drugi Morze Jońskie. Przez jej środek płynie zaś morze primitivo.

Tekst: Anna Czajkowska

Zdjęcia: materiały prasowe

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 11 minut!

Obcas włoskiego buta stuka mocno i z werwą – takie jest prawo młodości, a ta, w postaci odmiany winorośli primitivo, wyjątkowo upodobała sobie spieczone słońcem apulijskie równiny. Primitivo – nazwane od łacińskiego słowa primativus, czyli najwcześniej dojrzewający – stało się znakiem rozpoznawczym tego wysuniętego na południowy wschód regionu Italii. Sława to jednak kontrowersyjna. Primitivo to chyba najbardziej deprecjonowany przez profesjonalistów szczep, jednocześnie uwielbiany przez konsumentów z całego świata. Niska kwasowość i łagodna taniczność dla jednych są jego wadą, dla innych zaletą. Trudno się jednak nie zgodzić, że prostota i uniwersalność primitivo doskonale trafiają w szerokie gusta. To chyba najczęściej rekomendowane wino, gdy potrzeba winnego prezentu, a preferencje obdarowywanego są nieznane. Kiedy wraz z kameralną grupą włoskich i austriackich dziennikarzy stoimy na tarasie apulijskiej winnicy Fuedo Croce należącej do rodziny Tinazzich, oglądając  z kieliszkami tutejszego Primitivo di Manduria w dłoni spektakularny zachód słońca, nikt z nas nie śmie dyskutować z tym, że to bezpretensjonalne i pełne luzu wino idealnie dopełnia ten moment. Wznosimy toast za młodość. Z przyjemnością.

Winna młodość

Kiedy twoje nazwisko jest jednocześnie nazwą na pojemnik podobny do beczki, w których fermentowały winogrona w starożytnej Weronie, można powiedzieć, że wino masz we krwi. A jeśli masz też żyłkę do interesów i właściwą młodości brawurę, z lokalnego winiarza możesz stać się poważnym producentem i właścicielem 100 ha winnic. Tak w wielkim skrócie wygląda historia rodziny Tinazzich. Zaczeło się od Eugenia Tinazzi, który rozpoczął produkcję win w 1968 roku w Veneto. Pomagał mu syn, Gian Andrea, który w momencie startu biznesu miał zaledwie 18 lat. 

Panowie sukcesywnie powiększali imperium –  pod koniec lat 80. kupując winnice w Bardolino, na początku drugiego tysiąclecia zaś apulijskie Fuedo Croce w Carosino, a następnie San Giorgio w Faggiano oraz Poderi Campopian w Valpolicelli. Najnowszym nabytkiem Tinazzich jest Tenuta Pian del Gallo w Greve w Chianti i otaczające ją 5 ha winnic. Niewyczerpany impet młodości napędza obecnie kolejne pokolenie Tinazzich – Francesca i Giorgio, córka i syn Gian Andrei. W oczekiwaniu na debiut ich chianti (wiosną 2023 r.), zwiedzamy posiadłości w Apuli – Fuedo Croce, gdzie powstaje wyższa linia win Tinazzich i nowszą San Giorgio, dedykowaną podstawowym, jednoszczepowym winom.

Młodość zrównoważona

Po winnicy i ogrodzie wokół posiadłości Fuedo Croce oprowadza nas pracująca dla Tinazzich Simona Ceglie. Ogród, usytuowany między winnicą a budynkami, symbolicznie przypomina o tym, jak ważna jest dla Tinazzich zrównoważona produkcja. Choć certyfikat ekologiczny widnieje jedynie na 0.5% sprzedawanych przez Tinazzich butelek, wszystkie należące do nich winnice przeszły, lub właśnie przechodzą konwersję na uprawę organiczną. Firma jest też zaangażowana w życie tutejszej społeczności – wspiera lokalne inicjatywy, ale też po prostu zapewnia miejsca pracy.

Praca w winnicy uczy dumy ze swojego regionu – z tutejszej ziemi, jej unikalnych warunków

W przypadku wyludniającego się, zagrożonego bezrobociem Taranto, jest to szczególnie istotne – 70% tutejszych mieszkańców wciąż pracuje dla bohaterki głośnych na całe Włochy procesów, największej w Europie huty stali należącej do konsorcjum ILVA. Działająca od lat 60. huta truje pokolenia tarantczyków – i choć nalepki “ILVA zabija” można znaleźć w całym mieście, pracownicy huty nie godzą się na jej zamknięcie. Obawa o własne zdrowie przegrywa z tą o zapewnienie środków na przetrwanie swoje i rodziny. Tym bardziej ważna staje się każda firma, która może być tu gwarantem stabilnego zatrudnienia. Pracownicy Tinazzich pochodzący z Taranto mówią, że nowe miejsca pracy sprawiły, że mniej młodych wyjechało za chlebem. Dzięki pracy w winnicy uczą się oni też dumy ze swojego regionu – z tutejszej ziemi, jej unikalnych warunków, a wreszcie z win, jakie tu powstają.

Lokalnie czyli najlepiej

Wygrzane w słońcu oregano, mięta, rozmaryn i tymianek wypełniają aromatem powietrze. I zaostrzają apetyt. Podobnie jak rosnące obok dorodne bakłażany, granaty i papryka. Wszystko, czego kosztujemy tego wieczoru pochodzi z tutejszego ogrodu, lub od lokalnych rolników. Zanim jednak skonsumujemy nieprzyzwoite ilości orecchiette – małych uszu – czyli tradycyjnego apulijskiego makaronu, i regionalnej genialnej przystawki, skąpanego w miętowym sosie bakłażana, Simona zaprasza nas do piwniczki. 

Tu beczki wina leżakują w akompaniamencie klasycznej muzyki, a my próbujemy zupełnie nie klasycznego dla Apulii Talete Chardonnay Puglia, zagryzając je serami caciocavallo i fior di latte oraz świeżo upieczoną focaccią. Simona namawia nas też na kieliszek rosé. – Marzy mi się, żeby wina różowe były tak popularne jak białe. By pito je do posiłków równie ochoczo, przez cały rok – zwierza się Simona, dolewając nam Kleio Negroamaro Rosato Salento. Kiedy rozpływamy się nad tutejszą kuchnią, Simona zdradza nam, że w nowym roku będa zapraszać gości do Fuedo Croce na kursy gotowania. Pierwsi chętni rekrutują się ze zgromadzonych przy stole gości, choć śmiem wątpić, czy ktoś z nas ulepi tak idealne orecchiette.

Pozdrowienia z przeszłości

Kiedy następnego dnia zwiedzamy drugą apulijską posiadłość Tinazzich, San Giorgio, przez moment zastanawiam się czy poprzedniego wieczoru nie przesadziliśmy z winem. Zwiedzanie zaczynamy od pozostałości średniowiecznej nekropolii i małej jaskini, które odkryto na terenie tutejszej winnicy. Kiedy pochylam się, by przyjrzeć się biegnącej po ziemi jaszczurce, która sprytnie kryje się – przed słońcem i przed moim wzrokiem – ukazuje mi się przedziwny widok. Oto z gruzów wyrasta ogromna cysterna ze stali nierdzewnej, oślepiająco połyskująca, gładka niczym lustro. 

Wygląda jak U.F.O. które wylądowało pośrodku niczego, wśród drobnych gadów, nie robiących sobie nic z jej obecności i owadów unoszących się leniwie nad rachitycznymi, spieczonymi po bezlitosnym lecie krzewami. Skryte za plecami cysterny budynki, w których automatyczne ręce szczypiec przesuwają po taśmach butelki i skrzynki zdają się nierzeczywiste – jak majak z przyszłości, w kontraście do ruin znajdujących się po sąsiedzku. – Włochy! Wystarczy włożyć patyk w ziemię i zawsze znajdziesz jakieś starożytne ruiny – śmieje się Alberto, włoski dziennikarz, z którym łączy mnie sympatia do jaszczurek. Z ruinami jest jednak jakoś milej, zwłaszcza, kiedy pomyśli się o ich mieszkańcach i tym, że musieli raczyć się winem z podobną przyjemnością, jak my.

Skryci niczym jaszczurki w cieniu sali degustacyjnej San Giorgio, próbujemy win Tinazzich z kolejnych roczników, zagryzając je preclami tarallini – typową dla regionu Apuli przekąską. Degustacja nie może odbyć się bez primitivo, ale deklasują je inne odmiany. W końcu Puglia to jeden ze światowych liderów, jeśli chodzi o uprawę winorośli. Równie dobrze jak słynny wcześnie dojrzewający krzew, czują się tu odmiany uva di troia i negroamaro – najstarsza z apulijskich odmian.

Kiedy oddalamy się stateczkiem od brzegu, ludzie stają się mniejsi, świat większy, a oczekiwania wobec wina ulegają redukcji

Choć popularnością nie dorównują ulubieńcowi konsumentów z całego świata, zdecydowanie warto po nie sięgnąć. Jeśli ciemne dojrzałe owoce ze szczyptą korzennych przypraw i wyższa kwasowość to rejony, które cenicie w winach, Feudo Croce Salento Megale Negroamaro powinno sprawić wam sporo przyjemności. Ale tej nie odmówimy też primitivo – zwłaszcza modelowo zrobionemu Feudo Croce Primitivo di Manduria Imperio, szczególnie pitym podczas wieczornego rejsu wokół Taranto. Kiedy oddalamy się stateczkiem od brzegu, ludzie stają się mniejsi, świat większy, a oczekiwania wobec wina ulegają redukcji. Ważniejsze staje się to, że kolejny kieliszek pijemy z nowymi przyjaciółmi, za ich zdrowie, za ich powodzenie.

Apulię zwiedzaliśmy na zaproszenie marki Tinazzi.

Przeczytaj również:

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk