Kukbuk
Kukbuk
Porto (fot. unslplash)

Kulinarny przewodnik po Porto – co i gdzie zjeść

Nie zapałałem miłością do Porto od razu. To uczucie rozwijało się raczej powoli i ospale. Może wpływ na to miało samo miasto, a może pogoda, ale ostatecznie muszę stwierdzić: fajne to Porto!

Specjalista w zakresie kuchni śródziemnomorskich, dziennikarz kulinarny, podróżnik, fotograf. Publikuje w magazynie Czas Wina, Kukbuk, Podróże i w Twoim Stylu. Współpracuje z portalem Wirtualna Polska.  Pisze, gotuje i karmi, prowadzi warsztaty kulinarne oraz organizuje wyjątkowe kolacje degustacyjne. Jego pierwsza książka „Italia do zjedzenia” została nagrodzona Nagrodą Magellana 2018 oraz nominowana do Gourmand World Cookbook Awards. Aktualnie kończy prace nad drugą książką tym razem poświęconą Portugalii i jej kuchni.

Tekst: Bartek Kieżun

Zdjęcie główne: Raya Ann Miller / unsplash.com


Zdjęcia: Bartek Kieżun

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 9 minut!

Zaczęło się od tego, że nie byłem na Porto gotowy. W misternym planowaniu wyjazdu bowiem zgubiłem jeden dzień. I nagle, w środku nocy w zasadzie, okazało się, że po pierwsze, od wtorku nie mamy auta, bo musimy je oddać na lotnisku w Porto, a po drugie, co za niefart, noclegi tamże mamy zaklepane dopiero od czwartku.

„Gdzie się podziała środa?”, zaryczałem po pobudce we wtorkowy poranek, bo świtać w głowie, że coś jest nie tak, zaczęło mi jeszcze przed świtem. Krzyk jednak wcale nie pomógł. Auto musieliśmy oddać, pani w infolinii wypożyczalni aut była nieubłagana („Computer says: Nooo!”). Spróbowaliśmy zatem z drugiej strony – sprawdziliśmy, czy możemy szybciej przyjechać do naszego tymczasowego domu. Okazało się, że możemy, więc wycisnęliśmy z wynajętej fiesty ile się dało, by po drodze jeszcze zobaczyć to, co mieliśmy zaplanowane na środę.

Kanapka polędwicą wołową z serem Serra Da Estrela

To wszystko wymagało nie lada wysiłku, dlatego wpadłem do Porto bez tchu, ze wzrokiem rozbieganym i przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. Ale zaraz po zameldowaniu się na miejscu porzuciłem w kąt walizkę i karnie pobiegłem na poszukiwanie przygód, nie tylko kulinarnych.

Oto efekty.

Jedzenie w Porto
Venham Mais 5 w Porto

Venham Mais 5

Rua Santo Ildefonso 219

To miejsce na kanapkę z mięsem, bo Porto stoi kanapkami. Wołowa polędwica zamknięta w chrupiącej bułce wyglądała naprawdę kusząco. Do tego odrobina sera Serra Da Estrela i można potem w pełnym szczęściu udać się na podbój Porto. Sam lokal wygląda, jakby urządzał go ktoś kompletnie, ale to kompletnie pozbawiony gustu, więc na inne niż kulinarne podniety nie ma co liczyć. W Venham Mais 5 można też zamówić słynną kanapkę z Porto zwaną francesinha. Zauważcie, że napisałem, można, ale wcale nie trzeba, bo to danie dla osób o silnych nerwach. Tost z polędwicą (zazwyczaj z szynką) i serem jest zapakowany szczelnie w inny ser. Całość zaś podaje się z sosem pomidorowym. Dziwne…

Wino w restauracji Aduela

Aduela

Rua das Oliveiras 36

Trafiliśmy w to miejsce wieczorem. Muzyka była idealna, wino też, a z obecności dzikich tłumów Portugalczyków wnioskuję, że nie tylko nam się tak wydawało. Odradzam dyskusję z barmanem, które wino należy zamówić, bo jest humorzasty, ale ma chłopak gust i do wina, i do muzyki, więc mu wolno. Nie wiem jak z jedzeniem, bo po francesinhie nie miałem już miejsca na nic. Ale nawet gdyby było średnio, i tak jest to moje ukochane miejsce w Porto – a upewniałem się w tym przez kilka wieczorów, więc wiem, co mówię.

Graham’s Port Lodge

Rua do Agro 141

Aby zrozumieć, o co chodzi z porto od małej litery, wybraliśmy się do Graham’s Port Lodge. Wycieczka między beczkami w połączeniu z opowieścią o wzmacnianych winach tworzonych tu od stuleci to wspaniała przygoda. Podobnie jak kończąca zwiedzanie degustacja, która pomaga zrozumieć, z jak ogromnie złożonym tematem mamy do czynienia i z jakim bogactwem smaków można obcować, mając w dłoniach nieduży kieliszek przedniego porto. Bardzo, ale to bardzo tak!

Petisqueira Godinho w Porto

Petisqueira Godinho

Rua Godinho 153

Tu wysłali nas Portugalczycy zapytani o ryby, bo przecież jesteśmy nad oceanem. I rzeczywiście, w Godinho ryby są świetne. Zjedliśmy sardynki z grilla i już byliśmy najedzeni, ale poprawiliśmy jeszcze grillowanym okoniem i byliśmy w niebie. Znów lokal daleki od stylowości, ale było smacznie, a po takim obiedzie spacer nad oceanem to czysta przyjemność.

Co zjeść w Porto? Kulinarny przewodnik

Leitão do Zé

Praça do Bom Sucesso, Mercado Bom Sucesso

Przerabianie starych miejskich targów na supermarkety z knajpami jest największym wrzodem współczesnych miast i powinno być karane dożywotnim więzieniem, ale cóż, tej paskudnej mody nie da się pewnie zatrzymać. Wierzę jednak w to, że każde działanie tego typu da się odwrócić, więc może jest jeszcze ratunek. Nie zawracałem zatem Douro kijem, tylko wszedłem do jednego z takich miejsc i na przekór sobie postanowiłem coś zjeść. I powiem tyle: miejsce jako takie nadal jest straszne, choć budynek piękny, ale to wciąż po prostu supermarket z knajpami. Pieczone mleczne prosię w Leitão do Zé zaś jest zacne, choć trzeba przyznać, że nie jest to jedzenie dla każdego. Ja obowiązkową pozycję dla foodies zaliczyłem! I zjadłem kolejną kanapkę!

Danie z Livraria Lello w Porto

Livraria Lello

Rua das Carmelitas 144

To miejsce zainspirowało podobno autorkę serii o Harrym Potterze, J.K. Rowling. I co z tego? A to, że dzień i noc przed najpiękniejszą księgarnią w Porto stoi kolejka, a w zasadzie dwie. Pierwsza po bilety (tak, bilety, żeby wejść do sklepu!) i druga, żeby wejść do środka. Minąłem kolejkę złożoną w połowie z Brytyjczyków, a w drugiej z Japończyków i poszedłem dalej. Identycznie jest przed Majestic Café („The most beautiful café in Porto”, wypowiadane z brytyjską flegmą!), tu też nie zajrzałem. Jest tyle miejsc z dobrą kawą w Porto – i nie trzeba stać w kolejce, by się o tym przekonać!

Padaria Ribeiro

Praça de Guilherme Gomes Fernandes 21

Na przykład Padaria Ribeiro. To świetne miejsce na śniadanie. Mają pyszną kawę i mnóstwo portugalskich słodyczy w wersji mini, co pozwala zjeść mniej, a mieć wrażenie, że zjadło się więcej. Świetne są tu portugalskie rogaliki, całe żółciutkie od żółtek.

I tak to właśnie polubiłem się z Porto!

Przeczytaj również:

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk