Kukbuk
Kukbuk
nocny market warszawa 2019

Nocny Market po raz szósty!

Sześć lat temu, zainspirowani azjatyckimi targami z jedzeniem, postanowili przenieść tę atmosferę na perony warszawskiego Dworca Głównego. W tym sezonie założyciele Nocnego Marketu po raz kolejny zaskoczą różnorodnością wystawców i wesprą przy tym lokale, które ucierpiały przez pandemię.

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 8 minut!

Nocny Market, który działa na terenie warszawskiego Dworca Głównego, na przestrzeni ostatnich sześciu lat stał się kultowym punktem kulinarnym na mapie stolicy. To idealne miejsce dla miłośników różnorodnych doznań smakowych i tych, którzy od wczesnych śniadań wolą leniwe kolacje. Choć z Warszawą Główną żegnali się już kilkakrotnie, 21 maja otworzą się po raz szósty. Założyciele Nocnego Marketu Piotr Dorak i Katarzyna Dziedzic mówią nam o swoich planach na ten sezon i zdradzają, jakie napotkali trudności podczas jego organizacji. Jedno jest pewne, będziecie zaskoczeni jeszcze przed wejściem na peron!

Warszawa Główna, na której odbywa się Nocny Market, tłum ludzi

Jak idą przygotowania do startu sezonu? Wszystko gotowe?

Piotr Dorak: Gdybyś teraz pojechała na perony, to byłoby tam kompletnie pusto. Nocny Market stawiamy w tydzień. To wygląda trochę jak budowa z lego. Ekipa 24 godziny na dobę będzie zasuwała, żeby w piątek wszystko było gotowe. Logistycznie robi to duże wrażenie, ale od sześciu lat udaje się nam to robić. Teoretycznie moglibyśmy wyrobić się już na otwarcie ogródkowe, ale przez remont dworca i dużo większą liczbę zainteresowanych jest to znacznie bardziej skomplikowane, więc zdecydowaliśmy, że otworzymy Nocny Market 21 maja.

Pandemia utrudniła wam w tym roku jego organizację?

P.D.: Musimy powiedzieć szczerze, że było łatwiej. Wykonawca dworca i PKP zachowali się bardzo w porządku. Właśnie z powodów pandemicznych starali się pójść nam na rękę. Nasza obecność na dworcu jest w tym momencie bardzo skomplikowana, jeśli chodzi o formalności. Ale dzięki temu, że wszyscy starają się nam pomóc, jesteśmy w stanie to zrealizować.

Katarzyna Dziedzic: Było o tyle trudno, że niełatwo było ustalić ze wszystkimi stronami ramy czasowe. Nie wiedzieliśmy, kiedy będziemy mogli się otworzyć, czy to się wydarzy w czerwcu, czy może jeszcze w maju. To była właściwie jedyna przeszkoda. 

Skomplikowana obecność na dworcu i formalności, o których wspominacie, sprawią, że i w tym roku będziemy się żegnać z Nocnym Marketem? Robiliśmy to już ładnych kilka razy!

K.D.: Za każdym razem, kiedy się żegnamy, naprawdę wierzymy, że to „ostatnia niedziela” na Głównej. Szczęśliwie do tej pory nam się udawało.

Reklama

Nocny Market jest jak babcia, która co roku mówi, że to jej ostatnie wspólne święta

P.D.: Śmiejemy się, że nasi goście myślą, że to jest jakiś nasz wytrych marketingowy. Niby się żegnamy, a później znów się witamy. Ale to nie tak, te „ostatnie niedziele” były z naszej perspektywy prawdziwe. W zeszłym roku już się nie żegnaliśmy, bo wiedzieliśmy, że będziemy. Mamy taki swój ulubiony komentarz z mediów społecznościowych: „Nocny Market jest jak babcia, która co roku mówi, że to jej ostatnie wspólne święta”. 

Zdjęcie znad Warszawy Głównej, na której peronach trwa Nocny Market (fot. materiały prasowe)

Zaskoczycie nas czymś w tym roku?

K.D.: Z wiadomych powodów na pewno będzie duże przetasowanie wystawców gastronomicznych. Bardzo byśmy chcieli, żeby wrócili wszyscy, z którymi od lat współpracujemy, ale to jest w tym sezonie trudne. Części z nich już nie ma, inni starają się ratować. Otwierają ogródki i angażują się w różne projekty, żeby przetrwać.

P.D.: Podobnie jak wszyscy inni organizatorzy dużych wydarzeń, nie wiemy, co się wydarzy w tym sezonie, jaki on będzie. Już teraz wiemy na przykład, że rynek gastronomiczny się załamał, nie ma ludzi do pracy. To jest dla nas bardzo duży problem, bo trudno jest zachęcać, żeby ktoś się u nas wystawiał, jeśli nie ma rąk do pracy. Część osób powyjeżdżała, gdy nie mogła znaleźć pracy podczas pandemii, a część się przebranżowiła, bo chciała czuć się bezpiecznie i bardziej stabilnie. To właśnie zweryfikuje, jak będzie wyglądał ten sezon. Mimo wszystko myślę, że uda nam się otworzyć bardzo fajnymi weekendami. Ze starymi wystawcami, ale też debiutantami, których będziemy się starali dozować. Mogę powiedzieć, że na start będzie ich kilku. 

Od jakiegoś czasu pojawiają się spekulacje, że powiększycie teren Nocnego Marketu. To prawda?

P.D.: Nie powiększymy go, ale zaskoczymy naszych gości między innymi małą zmianą ustawienia stoisk, nowym barem tematycznym i odmienioną strefą muzyczną. Ale to wciąż będzie ten market, który wszyscy pamiętają i który ma najfajniejszy klimat.

K.D.: Fizycznie nie bardzo mamy możliwość powiększenia marketu. W pierwszym sezonie byliśmy trochę mniejsi i powiększyliśmy go na tyle, na ile pozwalał nam peron. 

P.D.: Mamy w głowach plany i perspektywy tego, jak mogłoby to wyglądać, ale na razie musimy zaczekać, aż skończy się pandemia i remont dworca, czyli wszystkie rzeczy, które mogą nam stanąć na drodze. Wtedy będziemy mogli działać dalej na naszym ukochanym peronie.

Lunapark warszawa - mini nocny market, warszawskie miejsca ze street foodem

Czym się kierowaliście przy wyborze tegorocznych wystawców? Pandemia sprawiła, że wyglądało to inaczej niż w ubiegłych latach?


K.D.: Właściwie zawsze robimy to w ten sam sposób. Niezależnie od tego, czy jest to znana restauracja, fine dining, mała knajpka czy kulinarny zajawkowicz, zawsze kierujemy się jakością jedzenia i smakiem. Szukamy oczywiście nowych trendów, ale dwa ostatnie sezony były pod tym względem wybitnie trudne. Nocny Market zawsze był fajnym miejscem na start, dobrą płaszczyzną rozwijania biznesu i sprawdzania nowych trendów. Stosunkowo niskim kosztem, w porównaniu z otwieraniem restauracji, można przetestować swoje siły i sprawdzić produkt. Trochę biznesów się na Nocnym Markecie urodziło i rozwinęło. Część z nich zorientowała się dzięki niemu, że lepiej się czuje w street foodzie niż w zamkniętym lokalu. Cały czas idziemy tym samym tropem. Jesteśmy otwarci na wszystkich. Na tych, którzy mają swój lokal, i tych, którzy go nie mają, ale chcą zbudować markę. Na upadające gastronomie również jesteśmy otwarci. Numerem jeden jest u nas jakość. Stale staramy się też namawiać naszych wystawców na rozszerzanie oferty, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. 

Jest jedno kryterium – jedzenie musi być dobre

P.D.: Jest właściwie jedno kryterium – jedzenie musi być dobre. Kierujemy się oczywiście logistyką, bo nie może być wyłącznie wystawców wege, wystawców mięsnych lub samych kanapek. Z tyłu głowy mamy, że nasi goście są różni.  

Mieliście w tym roku więcej czy mniej zgłoszeń?

P.D.: Powiemy otwarcie – było ich mniej niż w poprzednich latach. 

K.D.: Było ich więcej niż w ubiegłym roku, ale mniej niż w latach niepandemicznych. Poza tym, że część gastrobiznesów upadła, problem jest też taki, że nasze otwarcie zbiegło się z otwarciem ogródków. Rozmawiamy z naszymi wystawcami z poprzednich lat i każdy z nich jest chętny, ale muszą wybrać między nami a otwarciem swoich lokali. Są bardzo zajęci i nie mają mocy przerobowych.

P.D.: Bardzo dużo naszych wystawców chciałoby dalej z nami współpracować, ale nie od samego otwarcia. Potrzebują więcej czasu, bo zaledwie dwa tygodnie przed otwarciem wszyscy się dowiedzieli, że będą mogli działać. To bardzo mało czasu na organizację tak dużego przedsięwzięcia. Ale możecie być pewni, że pustego namiotu nie zastaniecie. Możemy też zdradzić, że będziecie zaskoczeni już na samym wejściu. Zobaczycie naszą kładkę, jest naprawdę imponująca. Mówimy na nią Brooklyn Bridge.

Cieszymy się, że możemy otworzyć, bo wszyscy są już za tym stęsknieni, zarówno my, jak i nasi goście. Chcemy, żeby gastronomia w końcu ruszyła z kopyta

Jak widzicie start tego sezonu? Spodziewacie się tłumów?

K.D.: W zeszłym roku, po pierwszym lockdownie, był spory tłum, ale zawsze staramy się to jakoś limitować, żeby po wejściu na market była przestrzeń. Cieszymy się, że możemy otworzyć, bo wszyscy są już za tym stęsknieni, zarówno my, jak i nasi goście. Chcemy, żeby gastronomia w końcu ruszyła z kopyta. Jeśli ludzi będzie za dużo, będziemy wpuszczać ich rotacyjnie. Zainteresowanie otwarciem, jeśli sądzić po wydarzeniu, które stworzyliśmy w mediach społecznościowych, jest naprawdę bardzo duże. 

P.D.: W zeszłym roku trzy razy zdarzyło nam się zamknąć bramy Nocnego Marketu. Właśnie wtedy wpuszczaliśmy gości rotacyjnie. Generalnie mamy bardzo dużą rotację gości, więc myślę, że będzie bezpiecznie. Mnóstwo ludzi przychodzi do nas na posiłek i piwo, a później wychodzi. Ale jak to faktycznie będzie wyglądać, dowiemy się po weekendzie otwarcia. Wszystkich serdecznie zapraszamy, podkreślając przy tym, że będą obowiązywały zasady związane z bezpieczeństwem. Będzie obowiązek zasłaniania nosa i ust przy zamawianiu. Będziemy też mierzyć temperaturę i pilnować, żeby wszystko odbywało się zgodnie z zaleceniami sanitarnymi. Chodzi o bezpieczeństwo zarówno naszych gości, jak i pracowników.

Reklama
Restauracja Epoka na Nocnym Markecie (fot. materiały prasowe)

Czego wam życzyć przed weekendem otwarcia?

P.D.: Chcielibyśmy pokazać – i tego właśnie bym sobie życzył w tym sezonie – że ludzie nie powinni się zrażać do gastronomii przez pandemię. Mówię tu nie tylko o gościach, ale także o wystawcach. Mam nadzieję, że okaże się, że będziemy mogli zaskoczyć supermiejscami. Jednocześnie będziemy się starali wesprzeć naszych wystawców, dać im szansę na odrobienie strat po pandemii. Zrobimy wszystko, żeby odwiedziło nas jak najwięcej gości. Skupiamy się na tym, żeby było fajnie, atrakcyjnie i pysznie. 

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk