Kukbuk
Kukbuk
Ręka trzymająca widelec z wegańską parówką (fot. Yasin Aribuga / unsplash.com)

Dlaczego wegeparówka jest zła?

W najbliższych dniach Europarlament zadecyduje o wprowadzeniu zakazu używania takich słów jak „burger” czy „kiełbasa” w odniesieniu do produktów wegańskich. Co stoi za nadawaniem tego typu nazw roślinnym zamiennikom?

Tekst: Marta Cyzio

Zdjęcie główne: Yasin Aribuga / unsplash.com

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 11 minut!

Pierwsze informacje o wprowadzeniu zakazu używania takich nazw jak „wegeburger”, „wegemasło” czy „wegańskie parówki” pojawiły się w sieci ponad rok temu. Gdy w kwietniu 2019 roku europejska Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi (AGRI) przegłosowała poprawkę zakazującą producentom stosowanie nazw „kiełbasa”, „stek”, „burger” w odniesieniu do produktów na bazie roślin, już wtedy podniosły się głosy sprzeciwu. Przeciwko zmianom protestowały głównie organizacje non profit (Greenpeace, BirdLife i Eurogroup for Animals), które próbowały przekonać komisję, że tego typu informacje wcale nie wprowadzają konsumentów w błąd, wręcz przeciwnie – ułatwiają im robienie zakupów. Teraz poprawką zajmą się posłowie Parlamentu Europejskiego. Między 19 a 22 października odbędzie się posiedzenie, na którym Europarlament podejmie decyzję o ostatecznym wprowadzeniu lub odrzuceniu zmian zaproponowanych przez AGRI.

hotdog z wegańską parówką na czerwonym tle (fot. Annie Spratt / unsplash.com)

fot. Annie Spratt / unsplash.com

Koniec z wegeburgerami?

Dyskusja na temat używania słów nazywających produkty mięsne w odniesieniu do produktów na bazie roślin toczy się od dawna. TSUE zdarzało się orzekać w podobnych sprawach, a we Francji zwrotów „kotlet sojowy” czy „mleko sojowe” nie można używać od 2018 roku. Podobny zakaz obowiązuje w odniesieniu do roślinnych alternatyw dla nabiału. Decyzją Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu od połowy 2017 roku producenci nie mogą używać takich nazw jak „mleko sojowe” czy „śmietana ryżowa” (więcej na temat nazywania roślinnych zamienników dla mleka i nabiału przeczytacie w naszym artykule >>). Zaproponowane przez AGRI zmiany są jednak znacznie ostrzejsze.

Nawet wygląd produktów roślinnych – jeśli będzie przypominał produkty zwierzęce – może być problemem

Chodzi dokładnie o dwie poprawki: 165 (dotyczącą produktów mięsnych i nawiązujących do produktów mięsnych) i 171 (odnoszącą się do nabiału), wprowadzone do rozporządzenia 1309/2013. Zgodnie z nimi nie tylko niemożliwe będzie wykorzystywanie nazw mięsa w sprzedaży produktów wegetariańskich i wegańskich, ale również ograniczona zostanie możliwość odwoływania się do skojarzeń jakiejkolwiek żywności roślinnej z nabiałem. A zatem takie określenia jak „alternatywa dla sera”, „w stylu jogurtu” czy „o smaku sera” zostaną usunięte z etykiet i opakowań wegańskiego asortymentu. Nawet wygląd produktów roślinnych – jeśli będzie przypominał produkty zwierzęce – może być problemem. Głównym argumentem za takimi zmianami jest, jak uzasadniają członkowie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, potrzeba usunięcia nazw, które wprowadzają konsumentów w błąd.

Wegetariański burger (fot. Lefteris Kallergis / unsplash.com)

fot. Lefteris Kallergis / unsplash.com

Z tą argumentacją nie zgadzają się producenci wegańskich alternatyw dla mięsa oraz organizacje działające na rzecz ochrony środowiska i zwierząt. Obie strony obawiają się, że brak możliwości odwoływania się do znanych konsumentom produktów znacznie utrudni rozpowszechnienie roślinnych zamienników. Takie nawiązania dają klientom jasno do zrozumienia, z jaką alternatywą dla produktu mięsnego mają do czynienia i jakiego smaku mogą się po niej spodziewać.

Zakaz nie wniesie nic korzystnego dla klientów i w dużej mierze będzie jedynie zapisem utrudniającym funkcjonowanie restauracjom i producentom żywności roślinnej. Co więcej, najprawdopodobniej klienci nadal będą używać dotychczasowych nazw, jak jest w przypadku na przykład mleka roślinnego, które zgodnie z dyrektywą UE należy nazywać napojem roślinnym. W obliczu postępujących zmian klimatycznych dobrze by było, gdyby Unia Europejska wspierała konsumpcję produktów roślinnych, a nie utrudniała ją przez swoje działania – komentuje poprawki współwłaściciel sieci restauracji Krowarzywa Krzysztof Bożek. 

Z kolei Klara Siemianowska, przedstawicielka popularnej marki Bezmięsny Mięsny, mówi wprost: – Uważamy proponowane rozwiązanie za antygospodarcze, niezgodne z planami Unii w zakresie klimatycznym i wymierzone przede wszystkim w wygodę oraz wolność wyboru konsumentów. Określanie produktów roślinnych nazwami zbliżonymi do tych stosowanych w odniesieniu do mięsnych nie wzięło się z przypadku. Nazwy takie jak „bezmięsny boczek” w jasny i prosty sposób przekazują, czego się spodziewać po produkcie roślinnym – przede wszystkim pod względem smaku i potencjalnych zastosowań. Większość mieszkańców krajów europejskich wychowywała się, jedząc mięso, i lubi smak wyrobów mięsnych. Wielu ludzi, którzy eliminują je ze swojej diety, jest przyzwyczajonych do tego smaku i chce nadal się nim cieszyć. Te osoby, widząc w sklepie produkt nazwany „bezmięsne kabanosy”, nie muszą się zastanawiać, co to, jak będzie smakować i jak to zjeść. Zakaz stosowania takiego nazewnictwa i wymuszanie używania nazw typu „wegedysk” czy „wegański walec” jest próbą wynalezienia koła na nowo. 

Dla producentów nie mniej istotna jest kwestia kosztów, które będą musieli ponieść, by zmienić nazwy swoich produktów oraz opisy na opakowaniach na zgodne z obowiązującymi przepisami. Wielu firmom może się to po prostu nie opłacać i niektóre produkty roślinne w konsekwencji zostaną wycofane z rynku. W kłopocie będą także producenci, których produkty dopiero wchodzą na rynek, jak twórczynie Les Merveilloeufs, czyli cudownego jajka. Opracowany przez studentki paryskiej École de Biologie Industrielle produkt do złudzenia przypomina klasyczne jajko. Udało się nawet tak dopracować „białko”, że bez trudu można je kroić i oddzielić od „żółtka”. Jeśli jednak poprawka przejdzie, nie tylko określenie produktu mianem „jajka” będzie niemożliwe, ale również kłopotliwy stanie się jego wygląd.

Organizacje non profit podkreślają, że proponowana zmiana jest de facto sprzeczna z niedawno ogłoszoną przez Unię Europejską strategią From Farm to Fork

Organizacje non profit podkreślają, że proponowana zmiana jest de facto sprzeczna z niedawno ogłoszoną przez Unię Europejską strategią From Farm to Fork, która ma na celu zachęcenie obywateli krajów członkowskich do ograniczenia spożycia mięsa i przejścia na bardziej zrównoważoną albo wegetariańską lub wegańską dietę (więcej o proponowanych zmianach związanych z programem pisaliśmy w naszym artykule >>).

Zmiany budzą także zastrzeżenia tych, którzy są obecnie na diecie roślinnej – wraz z pojawieniem się pierwszych informacji o głosowaniu zaczęli oni zbierać w sieci podpisy pod petycją do Europarlamentu. Na liście podpisało się już ponad 200 tysięcy osób (jeśli chcielibyście również wyrazić swój sprzeciw, to podpiszcie petycję >>).

Kalafior w tempurze (fot. Drew Beamer / unsplash.com)

fot. Drew Beamer / unsplash.com

Dlaczego wegedania udają mięso?

Przechodząc na weganizm lub wegetarianizm, świadomie decydujemy się na rezygnację z dań mięsnych. Niemniej, jeśli spojrzeć na sklepowe półki i menu niejednej restauracji z kuchnią roślinną, trudno oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy mocno przywiązani do mięsnych smaków. Skąd ta chęć nazywania kotleta z boczniaków „schabowym”, a roślinnych zamienników parówek „wegeparówkami”?

Główna przyczyna to po prostu sentyment oraz tęsknota za dobrze znanymi daniami. Osoby decydujące się na ograniczenie mięsa lub całkowite wyeliminowanie go z diety wcale nie muszą nie lubić jego smaku. Niektórzy decydują się na zmianę nawyków żywieniowych ze względów ideowych lub etycznych. Tak samo jak można dalej kochać słodycze, ale ograniczać cukier i wykorzystywać jego zdrowsze zamienniki na przykład do pieczenia domowych ciast.

Nazwa nawiązująca do mięsnych produktów może mieć pierwszorzędne znaczenie dla konsumentów podczas zakupów

A zatem dla osób, dla których zmiana diety jest szczególnie trudna, możliwość zastąpienia znanych i lubianych dań mięsnych odpowiadającymi im smakiem roślinnymi zamiennikami okazuje się wręcz zbawienna. Podobieństwo w smaku to jedno. Liczy się też sama nazwa, która budzi konkretne skojarzenia i przywołuje wspomnienia. Schabowy, nawet z boczniaków, będzie się lepiej kojarzył, a przez to również smakował, niż wtedy, gdy zostanie określony jako „wegedysk”. Co więcej, nazwa nawiązująca do mięsnych produktów może mieć pierwszorzędne znaczenie dla konsumentów podczas zakupów. Przy przechodzeniu na dietę roślinną, czy to wegańską, czy wegetariańską, konieczna jest zmiana myślenia o gotowaniu.

Wegański kotlet sojowy (fot. likemeat / unsplash.com)

fot. Likemeat / unsplash.com

Praktycznie od nowa trzeba nauczyć się robić potrawy, które będą równie smaczne jak tradycyjne, a do tego będą apetycznie wyglądać. Konkretne nazwy, odwołujące się do produktów mięsnych, z których wcześniej dana osoba korzystała, ułatwiają zaplanowanie tego, co trzeba kupić, i zorientowanie się, jakie dania można z danymi zamiennikami przygotować. W końcu, rozglądając się za produktami do zrobienia bezmięsnych burgerów w domu, raczej szukamy produktów, których nazwy brzmią podobnie lub budzą jakieś skojarzenia z danymi składnikami. Nikomu nie będzie się chciało przed zakupami przeczesywać internetu w poszukiwaniu odpowiadających tradycyjnym, ale opatrzonych dziwnymi nazwami składników. Dlatego zdaniem organizacji non profit zwroty takie jak „wegetariański burger” czy „wegekiełbasa” dostarczają konsumentom nie tylko istotnych informacji na temat smaku, ale również pomysłów na ich wykorzystanie.

Wegański burger (fot. Shamia Casiano / pexels.com)

fot. Shamia Casiano / pexels.com

A co na to językoznawcy?

Zapytani o połączenia słowne typu „wegeser” czy „wegetariańska parówka” językoznawcy nie zauważyli w tych konstrukcjach żadnego problemu. Ich zdaniem wcale nie wprowadzają konsumentów w błąd, ponieważ najważniejszym elementem ich znaczenia jest rodzaj dania, a nie to, z czego został wykonany dany produkt.

Ponadto na stronie poradni językowej PWN czytamy, że „nie jest niczym nienaturalnym powstawanie nazw typu kotlet sojowy (zresztą od dawna istnieją kotlety jajeczne czy kotlety ziemniaczane), pasztet z soczewicy (podobnie jak pasztet z warzyw) czy tatar wegański (por. tatar z łososia). W nazwach tych rzeczownik nadrzędny wskazuje na rodzaj potrawy (np. na jej wygląd, sposób przyrządzania, funkcję), a jego przydawka (wegański, z łososia, sojowy itp.) na skład”.

Zwroty takie jak „wegemasło” czy „wegesmalec” bezpośrednio nakierowują uwagę konsumentów na konkretne produkty

Zwroty takie jak „wegemasło” czy „wegesmalec” bezpośrednio nakierowują uwagę konsumentów na konkretne produkty, z których możliwe jest przygotowanie określonych dań. Dzięki temu osoby tęskniące za mięsnymi potrawami po zmianie diety mają możliwość wyboru podobnych składników, które choćby częściowo zaspokoją nostalgiczne potrzeby żołądka. I wbrew argumentacji członków AGRI tego typu terminy wcale nie muszą być mylące. Są raczej traktowane jako wskazówka, jak stosować dany produkt oraz jakiego smaku można się po nim spodziewać. Nazwy „wegańska parówka” czy „wegeburger” są po prostu ułatwieniem.

W piątek 24 października Europarlament ostatecznie odrzucił poprawkę przegłosowaną wcześniej przez Komisję Rolnictwa i Rozwoju Wsi. A zatem producenci roślinnych alternatyw dla mięsa mogą odetchnąć. Wegeburgery i wegeparówki nie znikną w najbliższym czasie ze sklepowych półek. 

Bibliografia:

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk