Jest ciepły letni poranek na warszawskiej Woli. Na spokojnym osiedlu z przyblokowymi ogródkami, obrośniętymi malwami, łubinami i mieczykami, odwiedzamy Michała Gniadka, 28-letniego szefa kuchni, którego podejście do zawodu – pełne pokory, rozsądku i zaangażowania – robi niemałe wrażenie. Od niemal roku zarządza on kuchnią restauracji Zoni.
Zacznijmy jednak od początku. Michał wychował się w podwarszawskiej miejscowości, w domu, w którym kuchnią zajmowała się mama – gotowała prosto i tradycyjnie. Co sprawiło więc, że Michał poczuł miłość do międzynarodowej kuchni i produktów z całego świata?
– Nie miałem pomysłu na życie. Muszę przyznać, że nie lubiłem się uczyć. Jednak w pewnym momencie rodzice zauważyli u mnie pasję do gotowania i zasugerowali, żebym poszedł do szkoły gastronomicznej, sądzili, że da mi to porządny zawód. Zrobiłem tak, jak doradzili, i już w szkole, a także podczas praktyk poczułem, że gotowanie to moje powołanie – mówi Michał.