Stolica Iraku to jedna z największych metropolii na Bliskim Wschodzie i jedno z najcieplejszych miast na świecie, a w dorzeczu Tygrysu kształtowała się jedna z najstarszych kultur i kuchni na kuli ziemskiej. Podobno ulice Bagdadu pachną przyprawami – pieprzem, kolendrą, cynamonem, gałką muszkatołową, kuminem, kardamonem i goździkami. Ta aromatyczna siedmioskładnikowa mieszanka to baharat. Używana jest do mięs, ryb i warzyw, czyli właściwie do wszystkiego. Na irakijskich talerzach znajdziemy ryż, bulgur, strączki, bakłażany, daktyle, baraninę. Typowy posiłek zaczyna się od mezze, czyli przystawek. Najczęściej to humus, baba ghanoush i tabbouleh.
Te i inne mezze w warszawskiej Tahinie serwuje Ouce Naser. Restauracja wzięła swoją nazwę od pasty sezamowej, którą Ouce wyjątkowo ceni i dodaje do mięs, warzyw i deserów. W Tahinie, jak mówi, serwuje comfort street food, między innymi falafele, wegańskie mielone z bobu, szafranowe pampuchy z kremem mascarpone oraz beduińską kawę parzoną na piasku.
Ouce rozmawia z nami, przygotowując jednocześnie szakszukę – nieco inną od tej, którą znamy, bo nie ma w niej pomidorów.