Jeden z wydanych wiele lat temu poradników z cyklu Jak przetrwać wojnę atomową na kilkuset niezadrukowanych (niemal) stronach zawierał tylko jedno zdanie: nie da się przetrwać wojny atomowej. Analogicznie, śledziowi puryści poniżej tytułu tego artykułu napisaliby po prostu: do śledzia pasuje tylko wódka.
Dostąpiłem kiedyś zaszczytu bycia zaproszonym do zacnego, elitarnego i niezwykle kreatywnego grona Śledziożerców na przygotowaną przez nich kolację. Grono stuprocentowo męskie. Każdy z kilkunastu członków tego klubu przygotował ze śledzia autorskie danie. Wszystkie wykraczały daleko poza wyobraźnię zwykłego śledziożercy, za jakiego się uważam. Składniki, sposób wykonania i prezentacja zniewalały oryginalnością i wybitnym smakiem. Nigdy wcześniej ani później śledziowa kolacja nie sprawiła mi tyle frajdy – to była prawdziwa gastroprzygoda. Owa niezwykła kulinarna wyobraźnia miała jednak swoją granicę wyznaczoną przez alkohol, serwowany do z górą tuzina różnorodnych, choć zawsze bazujących na śledziu dań. Była to zawsze po prostu czysta wódka. Można i tak, ale…