Kukbuk
Kukbuk
Kobieta z plecakiem idąca plażą (fot. Amy Fraser / unsplash.com)

Śladami polskich podróżników

Trudno znaleźć na mapie świata miejsce, którego żadne z nich nie odwiedziło. O swoich fascynujących podróżach opowiadają nam Ula Fiedorowicz, Robert Rient i Filip Skrońc.

Tekst: Maciej Kostrzewa

Zdjęcie główne: Amy Fraser / unsplash.com

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 11 minut!

Doświadczenia naszych rozmówców są żywym świadectwem tego, jak różnorodnezaskakujące potrafią być podróże. Każda wędrówka, każde miejsce i każdy poznany po drodze człowiek to oddzielna historia do opowiedzenia. Ula Fiedorowicz, Filip SkrońcRobert Rient przybliżają nam w swoich podróżniczych relacjach te zakątki świata, o których na co dzień nie myślimy. Wgląd w historię Tanzanii, duchowość Burkina Faso czy mozaikowa rzeczywistość Ameryki Południowej to niezwykły prezent, który otrzymujemy dzięki ich książkomblogom. Są one bowiem nie tylko świetnymi reportażami, ale także – a może przede wszystkim – zaproszeniem do wspólnej podróży.

Jezioro, las i góry, drewniany pomost przy brzegu (fot. Ales Krivec / unsplash.com)

fot. Ales Krivec / unsplash.com

Czym jest dla was odpowiedzialne, etyczne podróżowanie? Jak rozumiecie ekologię podróży i szacunek do obcej kultury?

Robert Rient: Cały czas poszukuję odpowiedzi na te pytania. Podróżowania z nudy, dla zabicia czasu, bez szacunku do życia i wszystkich żywych istot nie uważam za odpowiedzialne. A szacunek wyraża się dla mnie w takim podróżowaniu, by nie naruszać przestrzeni ludzi, zwierząt, kamieni, roślin, natury, którą spotykam. To obserwowanie i nasłuchiwanie, powstrzymywanie się przed ocenianiem spotkanych ludzi, ich poglądów, wierzeń.

Filip Skrońc: Bardziej zwróciłbym tu uwagę na szacunek do ludzi niż innej kultury. Globalizacja zmieniła zasady gry, ale nadal, gdy jadę do innego kraju, staram się dostosować i robię wszystko, by swoim zachowaniem lub strojem nikogo nie urazić. Staram się rozumieć zwyczaje i wierzenia ludzi, do których jadę.

Ula Fiedorowicz: Odpowiedzialne, etyczne podróżowanie to dla mnie poznawanie świata z szacunkiem do tego, co mnie otacza, przede wszystkim ludzi i przyrody. Szanowanie innej kultury to dostosowywanie się do tego, jak żyją miejscowi, i sposobu, w jaki życzą sobie, żeby zachowywali się ich goście, czyli my, turyści. Staram się zostawiać po sobie jak najmniejszy ślad: minimalizować produkcję śmieci, wybierać naziemne środki transportu czy oszczędzać wodę. Unikam wspierania wielkich koncernów, a pieniądze staram się wydawać tak, żeby jak najbardziej skorzystali z nich lokalni mieszkańcy.

Odpowiedzialne, etyczne podróżowanie to poznawanie świata z szacunkiem do tego, co nas otacza

Jak środki transportu, którymi podróżujecie, wpływają na doświadczenie czasu oraz otaczającej was przestrzeni?

U.F.: Latanie samolotem sprawia, że nadal trudno mi uwierzyć, w jak krótkim czasie można przenieść się na inny kontynent, do innej rzeczywistości. W podróżowaniu samochodem doceniam możliwość zatrzymania się, kiedy ma się na to ochotę, i fakt, że można spędzić w nim noc. A kiedy podróżuję pociągiem, mogę podziwiać widoki za oknem lub skupić się na czytaniu książki, dzięki czemu szybciej mija mi podróż.

Autoportret na tle doliny (fot. Robert Rient)

fot. Robert Rient

R.R.: Mieszkam na wsi, a moim własnym i najszybszym środkiem transportu jest rower. Do miasta mam około sześciu kilometrów, z których mniej więcej cztery prowadzą przez las. Lubię te podróże. Jednak najpiękniejszych podróży doświadczyłem na własnych stopach. Gdy mogę się zatrzymać, pochylić, czuć ziemię, która niesie mnie od urodzenia i zawsze jest gotowa mnie złapać, jeśli upadnę.

F.S.: Kiedy zaczynałem jeździć po świecie autostopem, uwielbiałem obserwować powolną przemianę krajobrazu. Zmieniały się kolory, kształty i ludzkie twarze. Nigdzie się nie spieszyłem i ze spotkanymi osobami godzinami rozmawiałem o rzeczach pozornie nieważnych. To, jak czas wpływa na doświadczanie podróży, zrozumiałem, gdy pierwszy raz wsiadłem na pokład samolotu. Miałem 22 lata i byłem w szoku.

Autoportret w lustrze na straganie (fot. Filip Skrońc)

fot. Filip Skrońc

Poza wyborem środka podróży jak jeszcze szykujecie się do wyjazdu?

F.S.: Jeśli jest to wyjazd dziennikarski, czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce i jest związane z danym regionem. Przed wakacjami nie robię tego w takim stopniu, ale z ciekawości czytam materiały skupiające się na historii. Jestem wręcz uzależniony od odkrywania kaskady wpływów, które przez lata kształtowały dane miejsce i ludzi w nim żyjących.

R.R.: Od lat podróżuję z dużym plecakiem, w który udaje mi się zabrać potrzebne ubrania, mały aparat, notatnik, stopery do uszu, opaskę na oczy i inne, raczej zwyczajne przedmioty. Zazwyczaj sprawdzam wszystkie formalne wymagania, dokumenty, które muszę posiadać. Nie czytam popularnych przewodników, lubię za to pełne pasji i autentyczności opisy blogerek i blogerów, ich zdjęcia i rekomendacje.

Surfing w Maroku (fot. Ula Fiedorowicz / The Adamant Wanderer)

fot. Ula Fiedorowicz / The Adamant Wanderer

Przypominacie sobie jakieś kierunki, które wywarły na was największe wrażenie?

F.S.: Bardzo dużo wspomnień mam z miejsc, do których nigdy nie planowałem jechać. Ostatnio w głowie zawróciła mi Kuba, choć wiem, że nie poznałem jej nawet w małym stopniu. Odkryciem z pewnością była Syria. Byłem tam tuż przed wojną i do dziś nie mogę uwierzyć, że tak wspaniały kraj zmienił się w piekło. Czułem od tych ludzi niesamowite ciepło, a samo Aleppo, które miało być jedynie miastem tranzytowym, zatrzymało mnie na dwa tygodnie. Podobnie było z Tanzanią, dokąd myślałem, że polecę raz, a wracałem z wielką przyjemnością, by pracować nad swoją książką.

Latanie samolotem sprawia, że nadal trudno jest uwierzyć, w jak krótkim czasie można przenieść się do innej rzeczywistości

R.R.: Dla mnie było to Burkina Faso i mała miejscowość Dano. Wybrałem się tam, by spotkać szamana Malidomę Patrice’a Somé i uczyć się od niego. Istotny był dla mnie pobyt w lesie amazońskim, w miejscu pozbawionym elektryczności czy internetu. Spanie w domku na drzewie, w rytmie natury, z wiatrem tulącym mnie dniem i nocą, do tego praca z syberyjską szamanką oraz późniejsze lekcje od uzdrowicieli z plemienia Shipibo. To były lekcje niemożliwej do opisania słowami miłości. Takiej, która w pszczole, drzewie, kamieniu pozwala widzieć równą mi istotę.

U.F.: Mam wyjątkowo dobre wspomnienia z Kalifornii i Nowego Jorku, gdzie mieszkałam dwa lata. Obie lokalizacje zachwycały kulinarnie, były inspirujące fotograficznie, a Nowy Jork był dodatkowo wymarzonym miejscem, jeżeli chodzi o dostęp do światowej sztuki. Świetne wspomnienia mam też z Meksyku czy z wyprawy motocyklowej przez Amerykę Południową.

Przy wodospadzie w Albanii (fot. Ula Fiedorowicz / The Adamant Wanderer)

fot. Ula Fiedorowicz / The Adamant Wanderer

A pod kątem kulinarnym? Które podróże wspominacie najlepiej?

U.F.: Jedną z najbardziej zaskakujących była dla mnie kuchnia Mauritiusa. Nie spodziewałam się, że tak mała wyspa może mieć do zaoferowania tak różnorodne i nietypowe smaki. Różne od tego, co znane mi było z innych kontynentów, również z kuchni kilku krajów afrykańskich.

F.S.: Najlepsze potrawy jadłem w obozie dla uchodźców położonym w środku dżungli, niedaleko granicy tajsko-birmańskiej. Rodzina z Mjanmy prowadziła tam restauracyjkę, w której z prostych składników tworzyła takie smaki i konsystencje, jakich nigdzie później nie znalazłem. Trudno jest mi wyobrazić sobie podróżowanie bez zmysłu smaku.

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale najczęściej chyba podróżujecie sami. Czym różni się to od podróży odbywanych z innymi osobami?

U.F.: Największą zaletą samotnego podróżowania jest to, że poznaje się więcej ludzi niż wtedy, kiedy podróżuje się z kimś innym. Wędrowaniu w pojedynkę zawsze towarzyszą nieoczekiwane przygody. Z kolei zaletą podróżowania z partnerem czy ze znajomymi jest możliwość wspólnego przeżywania wyjątkowych chwil, co zwłaszcza w gronie przyjaciół wspomina się latami.

Podróżując samotnie, mam czas na fale oceanu, pokochanie dzikiego psa, rozmowy z drzewami

R.R.: Zazwyczaj podróżuję sam, czasami długimi tygodniami. W ten sposób udało mi się nawiązać dwie istotne relacje, które przez długie lata lekceważyłem w swoim życiu: z naturą i sobą samym. W końcu zrozumiałem, że jestem naturą, częścią natury, że wszystko, co robię przeciwko niej, wymierzone jest przeciwko mnie i wszystkim tym, których kocham. Podróżując samotnie, mam czas na fale oceanu, pokochanie dzikiego psa, rozmowy z drzewami. Z drugiej strony podróżowanie z innymi potrafi nieść ze sobą wielki ładunek energii i zabawy.

Park Narodowy Joshua Tree (fot. Ula Fiedorowicz / The Adamant Wanderer)

fot. Ula Fiedorowicz / The Adamant Wanderer

Czy podróż, samemu lub z innymi, jest dla was sposobem na lepsze poznanie samych siebie?

R.R.: W tym niekiedy upatruję sensu podróży. Ale do tego czasami wystarczy wyjść z domu, boso chodzić po trawie. A jeśli mamy tyle szczęścia i kawałek ziemi obok miejsca, w którym mieszkamy, to wystarczy nie kosić trawnika, przywrócić ziemi łąkę, miejsce dla owadów, zapylaczy, padalców, zaskrońców, jeży, pająków, ptaków. Obserwowanie ich zazwyczaj przynosi ważne lekcje.

F.S.: Są z pewnością takie sytuacje, które otwierają coś w głowie lub sercu. Nie wiem, czy dzięki nim poznałem siebie lepiej, ale z pewnością wpłynęły na to, kim jestem. Gdyby nie podróże i spotkani w ich trakcie ludzie, na wiele spraw miałbym dziś zupełnie inne spojrzenie.

Wyspy wielkanocne, moai (fot. Sam Power / unsplash.com)

fot. Sam Power / unsplash.com

Przypominacie sobie jakieś książki lub filmy, które wpłynęły na to, jak podróżujecie?

R.R.: Pamiętam, że jako dziecko z przejęciem oglądałem film „Rapa Nui”. Wtedy dowiedziałem się o słynnych kamiennych posągach zwanych moai. Po wielu latach udało mi się dotrzeć na Wyspę Wielkanocną, również po to, by zrozumieć, że film opierał się na fałszywej opowieści o bratobójczych walkach rdzennej ludności i wygłodniałych kanibalach, którzy wybili się nawzajem zaraz po tym, jak zniszczyli wyspę. Rapa Nui podzielili los rdzennych mieszkańców Ameryki i Afryki, Maorysów i innych kolonizowanych przez białego człowieka narodów. Od 1722 roku wyspę najeżdżali Holendrzy, Hiszpanie i Francuzi, a później chilijskie wojska. Ludność była grabiona, porywana, zniewalana i mordowana. 

I chociaż kratery wulkanów porastające kwiatami i ogromne fale rozbijające się o wulkaniczne skały wywołują niezapomniane wrażenie, to przyroda jest tam zdewastowana przez człowieka, a z trzydziestu gatunków ptaków żyjących na Wyspie Wielkanocnej przetrwały cztery. Kolonizatorzy nazwali tę ziemię Wyspą Wielkanocną, ale zwana jest też Te Pito o Te Henua, czyli Pępek Świata, albo Mata Ki Te Rangi – Oczy Patrzące ku Niebu. Wyspiarze nazywają również swój dom słowem Kainga, czyli Ziemia.

Kobieta z dzieckiem w Somalii (fot. Filip Skrońc)

fot. Filip Skrońc

Fałszywe opowieści to na pewno wielkie zagrożenie poznawcze. A w jaki sposób wy staracie się snuć swoje opowieści? Jakimi środkami relacjonujecie swoje podróże?

U.F.: Swoje podróże opisuję w sieci od 12 lat, więc sposób ich relacjonowania zmieniał się na ich przestrzeni. Zdarzało mi się opisywać całe doświadczenia lub opowiadać wybrane historie i przygody. Dzisiaj tworzę głównie treści użytkowe, które mogą się przydać innym podróżującym. Obecnie takich treści w sieci jest znacznie więcej, ale kiedy publikowałam pierwsze przewodniki miejskie osiem lat temu, nie było to zbyt popularne.

F.S.: Kiedyś jedynie pisałem, ale przez lata fotografia i film zmieniły moje podejście. Tekst jest częściej opisem własnych odczuć, a za pomocą kamery raczej jedynie pokazujemy to, co widzimy – trzeba umiejętności, by w obrazie przekazać emocje, które akurat nam towarzyszą.

R.R.: Moja ostatnia książka pod tytułem „Przebłysk. Dookoła świata – dookoła siebie” rozpoczyna się samotną wyprawą na Syberię śladami dziadka Sybiraka. W książce umieściłem własne, amatorskie zdjęcia. Dla mnie jako czytelnika książka wyłącznie podróżnicza zazwyczaj jest nudna, potrzebuję jakiejś nadwyżki. A ponieważ świat Wielkiego Ducha, Wielkiej Tajemnicy jest dla mnie niezwykle istotny, w książce podzieliłem się drogami, które doprowadziły mnie do szamanizmu. Jest więc medytacja vipassana, są ceremonie z ayahuascą i sporo mierzenia się z własnym umysłem po to, by pozwolić sercu na odwagę. 

Poznaj bliżej naszych rozmówców:

  • Ula Fiedorowicz

    Od kilkunastu lat podróżuje po świecie, najchętniej poznając miejsca od ich strony kulinarnej. Wspólnie z chłopakiem przejechała na motocyklu 11 000 km przez Amerykę Południową. Mieszka oraz pracuje w Austrii, gdzie w wolnych chwilach uskutecznia mikropodróże. Bliskość Alp wykorzystuje do górskich wędrówek i freeride’owej jazdy na snowboardzie. Na blogu i w mediach społecznościowych stara się inspirować do odpowiedzialnego podróżowania i świadomego życia.

  • Robert Rient

    Pisarz, dziennikarz, praktyk szamanizmu. Pochodzi ze Szklarskiej Poręby, urodził się w religii świadków Jehowy. Jako dorosły człowiek wyruszył w wieloletnią podróż przez psychologię, różne religie i praktyki duchowe, by ostatecznie porzucić rolę wyznawcy. Przez 10 lat pracował jako trener na warsztatach i treningach interpersonalnych z rekomendacją Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Autor powieści „Chodziło o miłość” (2013), reportażu „Świadek” (2015), wydanego również w Ameryce (2016), powieści „Duchy Jeremiego” (2017) nominowanej do Nagrody Literackiej Nike oraz książki o podróży dookoła świata „Przebłysk” (2018). Współpracuje z magazynami „Sens” i „Przekrój”, w którym jest autorem cyklu „Wizje roślin”. Więcej na robertrient.pl.

  • Filip Skrońc

    Reporter, fotograf i twórca wideo. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa UW ze specjalizacją fotografia prasowa oraz stosunków międzynarodowych w Collegium Civitas. Współzałożyciel RATS Agency. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Przekroju”, „Kontynentach” i magazynie „MaleMEN”. Laureat konkursu na reportaż im. Maćka Szumowskiego oraz finalista Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej i konkursu stypendialnego dla młodych dziennikarzy im. Ryszarda Kapuścińskiego. Za materiał z Tanzanii otrzymał nagrodę w konkursie BZ WBK Press Foto. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w kategorii sztuki wizualne.

Cykl podróżniczy

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk