Kukbuk
Kukbuk
Stary zegar na stacji kolejowej (fot. Bryce Baker / unsplash.com)

Czas w podróży, podróż w czasie

Gdy podróżujemy wolniej, jesteśmy w stanie lepiej poznać świat, który przemierzamy. Czym jest slow tourism, jakie są jego korzenie i jak wpływa on na poczucie czasu podróży?

Tekst: Maciej Kostrzewa

Zdjęcie główne: Bryce Baker / Unsplash.com

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 18 minut!

Nowy czas podróży

Irlandia, rok 1876. Elegancko ubrany 50-letni mężczyzna niespiesznie wchodzi na peron, z którego niebawem ma odjechać jego pociąg. Z początku spokojnie przechadza się wzdłuż torów, jednak z czasem zaczyna się niecierpliwić. Spogląda na zawieszony na ścianie dworca zegar – pociąg powinien był przyjechać już kilka minut temu.

Mężczyzna szuka wyjaśnień u pracownika dworca. Szybko okazuje się, że rozkład jazdy jest oparty na systemie 12-godzinnym, a zawarte w nim połączenia odbywały się w godzinach przedpołudniowych. Nie pociąg zatem się spóźnił, a mężczyzna – równo o pół doby.

Żółty van jadący przez kanion (fot. Dino Reichmuth / unsplash.com)

fot. Dino Reichmuth / unsplash.com

Jak na ironię, mężczyzną tym był Sandford Fleming, jeden z najwybitniejszych dziewiętnastowiecznych wynalazców, który większość życia poświęcił na usprawnianie kolejnictwa. Nic dziwnego, że pomyłka, której ofiarą padł tamtego wieczora, pobudziła go do myślenia. Nie mógł być przecież jedyną osobą, której podobne nieporozumienie pokrzyżowało plany podróży.

Hala dworca centralnego w Nowym Jorku (fot. Hugh Stevenson / unsplash.com)

fot. Hugh Stevenson / unsplash.com

Choć w XIX wieku zegary nie należały do rzadkości, a mechanizm ich działania niewiele różnił się od dzisiejszego, czas, który mierzyły, był regulowany zupełnie inaczej niż obecnie. Każde miasto miało wówczas tzw. czas lokalny, ustalany względem położenia słońca. Podróżnicy, by znać właściwą godzinę, musieli zatem przestawiać swoje zegarki niemal na każdej stacji. Dopiero Sandford Fleming wpadł na pomysł globalnego ustandaryzowania czasu. W tym celu podzielił mapę świata na 24 części, biegnące wzdłuż równika, które dziś znamy pod nazwą stref czasowych.

Ten niezwykły pomysł spotkał się z uznaniem akademików i władz państwowych i już w 1884 roku został wprowadzony niemal na całym świecie. To przyczyniło się do niesamowitego rozwoju transportu i logistyki, a zarazem silnie wpłynęło na sposób, w jaki ludzie zaczęli postrzegać czas podróży. Tak oto idea Fleminga, obok coraz szybszych i tańszych środków transportu oraz stale rozrastającej się infrastruktury, przyczyniła się do ukształtowania nowego modelu turystyki, który poniekąd obowiązuje do dziś.

W trakcie kilku chwil zmienia się całe nasze otoczenie, kultura, pejzaż, ludzie, język, jedzenie

Środki transportu a doświadczenie czasu

Od czasów Sandforda Fleminga wiele się zmieniło. Ludzi nie dziwi już „Wjazd pociągu na stację w La Ciotat”, lokomotywy parowe wymieniono na elektryczne, a i z nich już mało kto korzysta, gdy wyrusza w daleką podróż. Na przestrzeni ostatnich dekad samoloty zdominowały transport w sektorze turystyki. Wiele osób wybiera je zwłaszcza w kontekście odległych destynacji.

Nie powinno to zresztą dziwić – wygoda i prędkość podróży, którą gwarantują, jest niedościgniona. Siadamy przecież na swoim miejscu, wyjmujemy z torby podróżnej laptop, włączamy film, a kiedy tylko na ekranie pojawiają się napisy końcowe, jesteśmy po drugiej stronie Europy: w Londynie, Paryżu czy Stambule. W trakcie kilku chwil zmienia się całe nasze otoczenie, kultura, pejzaż, ludzie, język, jedzenie.

Podróż niebieskim vanem po bezdrożach (fot. Lisa van Dam / unsplash.com)

fot. Lisa van Dam / unsplash.com

A jednak zastanawiające jest, dlaczego na pokładzie samolotu czujemy potrzebę obejrzenia ulubionej komedii albo przeczytania fragmentu wciągającej powieści. Odpowiedzi możemy szukać w kategorii nie-miejsca, którą wymyślił wybitny francuski antropolog Marc Augé.

Charakteryzuje on nie-miejsca jako przestrzenie, z którymi w żaden sposób nie jesteśmy związani emocjonalnie i w których nie odczuwamy zmienności świata, co silnie wpływa na nasze doświadczenie upływającego w nich czasu.

Podróżowanie samochodem na wakacje – kobieta trzymająca mapę w samochodzie (fot. Leio Mclaren / unsplash.com)

fot. Leio Mclaren / unsplash.com

Choć najczęściej używanymi przykładami są tu centra handlowe, poczekalnie czy lotniska, można by sądzić, że pokłady samolotów także stanowią ich ilustrację. Paradoksalnie więc, choć latanie jest najszybszym środkiem transportu, czas, który spędzamy w przestworzach, potrafi nieznośnie się dłużyć – zupełnie jak w kolejce do sklepowej kasy czy gabinetu dentystycznego. Marc Augé upatrywał w nie-miejscach ducha współczesności.

Co jednak można powiedzieć o środkach transportu, które były popularne przed XX wiekiem? Jeszcze w XVIII stuleciu podróże odbywały się zazwyczaj konno lub dyliżansem. Wśród polskiej szlachty popularne były wycieczki edukacyjne i krajoznawcze do Włoch – kolebki renesansu i myśli humanistycznej. Jeśli do dyspozycji mieli powozy, musieli liczyć się z co najmniej miesiącem spędzonym w podróży. Sto lat intensywnego rozwoju technologicznego sprawiło, że dziewiętnastowieczni podróżnicy byli w stanie pokonać ten sam dystans pociągiem w niecałe dwa dni. Jakie są różnice pomiędzy koniem a lokomotywą, każdy widzi.

Widok na góry z łodzi (fot. Luca Bravo / unsplash.com)

fot. Luca Bravo / unsplash.com

Fragment drogi pomiędzy polami (fot. Fabian Grohs / unsplash.com)

fot. Fabian Grohs / unsplash.com

Warto jednak zaznaczyć, że te dwa środki transportu mają także wiele podobieństw. Przede wszystkim obydwa służą podróży naziemnej. Oznacza to, że choć w innym tempie, ich pasażerowie są w stanie obserwować mijany krajobraz: miasta, wsie, rozległe łąki i pola. To jedna z głównych różnic, które przesądzają o tym, że podróży samolotem nie sposób porównać z tą, którą odbywamy starszymi pojazdami. Doświadczenie otaczającej nas, zmieniającej się przestrzeni wpływa na sposób, w jaki odbieramy czas podróży.

Samolot: wolny wybór czy przykra konieczność?

To, co kiedyś było podyktowane przemianami społecznymi i rozwojem technologicznym, dziś wydaje się kwestią wyboru: jeszcze 200 lat temu człowiek jeździł konno, ponieważ był to jedyny środek transportu. Obecnie sami decydujemy, w jaki sposób dotrzemy na miejsce. Samochodem, autokarem, pociągiem, samolotem? Wachlarz możliwości rozwija się przed każdą podróżą. Ale czy na pewno tylko od nas zależy, jaki środek transportu wybierzemy? 

Czas, jaki mamy do dyspozycji na podróż, wyznacza w znacznej mierze to, jakie wybierzemy środki transportu czy jaki ubiór zabierzemy

Amerykańska socjolożka Judith Adler twierdzi, że „człowiek doświadcza przestrzeni, niejako »tłumacząc« ją na upływ czasu potrzebny do jej pokonania. Czas, jaki mamy do dyspozycji na podróż, wyznacza w znacznej mierze to, jakie wybierzemy środki transportu czy jaki ubiór zabierzemy”.

W świetle tego spostrzeżenia wybór samolotu jako preferowanego środka transportu wiąże się ściśle ze współczesną organizacją społeczną. Zapisane w kodeksie pracy prawo do urlopu to zaledwie trzy tygodnie wypoczynku rocznie. Nic dziwnego zatem, że wczasowiczom zależy na możliwie najkrótszej podróży, ponieważ dzięki niej mogą w pełni wypocząć, gdy dotrą już na miejsce.

Samolot w chmurach (fot. Danist / unsplash.com)

fot. Danist / unsplash.com

Kobieta obok namiotu z kubkiem w rękach (fot. Julian Bialowas / unsplash.com)

fot. Julian Bialowas / unsplash.com

Judith Adler zauważa jednak przepaść pomiędzy podróżą zorientowaną na proces przemieszczania się oraz związany z nim rozwój a podróżą, która służy jedynie dotarciu do celu. Różnica wydaje się jej na tyle duża, że w jednym ze swoich tekstów określa tę pierwszą formą sztuki. Podobną refleksję znajdziemy w „Szkicach piórkiem” polskiego pisarza Andrzeja Bobkowskiego

Pisze on: „Czy można powiedzieć, że się »podróżowało«, gdy człowiek pokrywa setki kilometrów w kilku godzinach, zatrzymując się – albo i nie – w pewnych punktach? Jestem przekonany, że przejechawszy z Angers do Le Mans na rowerze, będę miał więcej praw i podstaw do twierdzenia, iż odbyłem prawdziwą podróż, aniżeli osobnik przebywający przestrzeń Paryż – Sajgon w trzy dni.

Model powolnego podróżowania z roku na rok zdobywa coraz większą popularność i określany jest mianem slow tourism

W duchu podobnych przemyśleń coraz więcej osób decyduje się na powrót do korzeni i organizuje swoje podróże tak, by poruszać się wolniejszymi, bardziej tradycyjnymi środkami transportu. Uzasadnień takiej decyzji jest wiele: od aspektu ekologicznego, który zakłada zmniejszenie śladu węglowego, po aspekt doświadczeniowy, związany z chęcią „zwolnienia”, ucieczki przed tempem współczesnego świata oraz pragnieniem innego odczuwania czasu i przemierzanej przestrzeni.

Model powolnego podróżowania z roku na rok zdobywa coraz większą popularność i określany jest mianem slow tourism, czyli wolnej turystyki. Kto z nas dwóch więcej przeżyje? Moja podróż pozwala mi na przeżycie, zbliżając wolno do celu. Cel zaciera się, nie stanowi rzeczy samej w sobie, przestrzeń staje się nie wrogiem, lecz przyjacielem, z którym rozmowa wzbogaca, rozbudowuje”.

Czym jest slow tourism?

Choć slow tourism jest stosunkowo nowym terminem, wartości, które stanowią jego fundament, w pewnych środowiskach są promowane od lat. Przede wszystkim slow tourism zakłada podróżowanie bez korzystania z szybkich środków transportu, takich jak auta czy samoloty. Po drugie dąży do zminimalizowania produkcji gazów cieplarnianych. Promuje zatem pojazdy bezemisyjne, zasilane zieloną energią. Po trzecie jest nastawiony na inną jakość doświadczenia podróży.

Jak zaplanować podróż? – mapa miasta z notatnikiem (fot. Oxana V / unsplash.com)

fot. Oxana V / unsplash.com

Można więc śmiało powiedzieć, że slow tourism jest w swoich założeniach ruchem sentymentalnym, który nie tylko promuje inny model czasu podróży, ale także zabiera nas w podróż w czasie – do świata, w którym każda wyprawa nas kształtowała i zmieniała sposób, w jaki postrzegamy rzeczywistości.

Podobnie jednak jak wszystkie szlachetne idee, także slow tourism został z czasem skomercjalizowany. Przy planowaniu podróży w jego duchu należy więc uważać na „specjalistyczne” biura podróży, które oferują wycieczki pełne „autentycznych doświadczeń”. Nie tylko kłócą się one z żywym doświadczeniem zmieniającej się rzeczywistości, ale też często bywają w swoich założeniach nieetyczne.

Przeciwko nieetycznej komercjalizacji słusznych wartości podróżniczych występują twórcy portalu post-turysta.pl

W wielu przypadkach opierają się bowiem na europocentrycznej, postkolonialnej narracji, która przedstawia odległe miejsca i obce kultury przez krzywdzący, uprzedmiotawiający pryzmat egzotycznych atrakcji. „Autentyczność” takiej podróży często okazuje się zaledwie czczym hasłem.

Przeciwko nieetycznej komercjalizacji słusznych wartości podróżniczych występują twórcy portalu post-turysta.pl, interdyscyplinarnej platformy gromadzącej rozmaite ujęcia i zagadnienia związane ze współczesnym pojmowaniem podróży.

Zalety podróżowania samochodem – nogi w lusterku samochodu (fot. Anja D / unsplash.com)

fot. Anja D / unsplash.com

Kim jest postturysta?

Postturysta różni się od zwykłego turysty świadomością globalnych współzależności i dogłębnym zrozumieniem konsekwencji płynących z jego podróży. Jest to osoba, która sprzeciwia się modelom współczesnej turystyki lub stara się je udoskonalić. Potrzeby postturysty streszcza antropolożka Natalia Bloch: „Turystyka masowa spod znaku tak zwanych 3 »s«: sun, sand, sea (słońce, piasek, morze) przechodzi do lamusa, a zastępuje ją idea 3 »e«, czyli entertainment, excitement, education (rozrywka, ekscytacja, edukacja).

Kobieta z plecakiem w wąskiej uliczce we Włoszech (fot. Timo Stern / unsplash.com)

fot. Timo Stern / unsplash.com

Oznacza to, że nie wystarcza nam już całodzienne leżenie na plaży z drinkiem w ręku i misją zrobienia się »na heban« w trakcie 10-dniowego turnusu. Podróż w świecie (po)nowoczesnym to projekt tożsamościowy, chcemy, aby nas wzbogaciła, zaspokoiła nasze potrzeby poznawcze”.

Badacze i badaczki, których prace zostały ogłoszone na portalu post-turysta.pl, dowodzą jednak, że doświadczenie zdobywane podczas podróży często bywa iluzoryczne. Krzysztof Podemski, referując myśl Deana MacCannella, pisze: „Turyści szukają prawdziwej rzeczywistości odwiedzanych regionów, krajów czy kontynentów, ale przemysł turystyczny udostępnia im tylko przedstawienia, inscenizacje rzeczywistości specjalnie spreparowane na ich użytek”.

Jest to smutna lekcja, która uczy nas pokory i umiejętności wyjścia poza bańkę cywilizacyjną podczas kontaktu z innymi kulturami. Jeżeli ją odrzucimy, nasze podróże nie będą niczym więcej, jak tylko kolorową ilustracją turystycznych przewodników.

Bez wątpienia zrozumiemy otaczającą nas przestrzeń lepiej, jeśli poświęcimy jej wystarczająco dużo czasu i uwagi

Bez wątpienia zrozumiemy otaczającą nas przestrzeń lepiej, jeśli poświęcimy jej wystarczająco dużo czasu i uwagi. Wolniejsze tempo podróży nabiera w tym świetle dodatkowej głębi. Nie stanowi już bowiem tylko wyboru ekologicznego czy lifestyle’owego, ale może być także odczytywane w kontekście moralnym. Uważne, powolne, swobodne obcowanie z przemierzaną rzeczywistością może pomóc nam wyzbyć się mylnych przekonań, zyskać poczucie odpowiedzialności za swoje czyny i doświadczyć czegoś „prawdziwie autentycznego” – świata, którego nie zna żadne biuro podróży.

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk