Od tamtej pory unikam używania wód kolońskich w dniach, kiedy pracuję – nieważne, sam czy z innymi. Nawet dyskretny obcy zapach potrafi znacząco zaburzyć obcowanie z winem. Jest to zwłaszcza dotkliwe w czasie dużych, tzw. chodzonych degustacji, gdy tłum degustatorów krąży od stolika do stolika. Fala zmieszanych ze sobą różnorodnych perfum tworzy chmurę, przez którą nie przebije się solidne, beczkowe primitivo appassimento, o finezyjnych rieslingach i grüner veltlinerach nie wspominając. Jeszcze gorzej jest na prezentacjach, seminariach i wszelkiego rodzaju kursach, gdzie, mając pecha, możemy zostać usadzeni obok mocno wyperfumowanej osoby, której zapach zniweczy wszelkie wysiłki winiarza. W maju tego roku w toskańskim San Gimignano przez kilka godzin stosowałem zaawansowaną jogę, by skutecznie się odwrócić i wyzwolić z obłoku perfum siedzącej obok mnie degustatorki. Żeby była jasność – grzeszą w równym stopniu kobiety i mężczyźni, amatorzy (częściej), ale i profesjonaliści, czego opisana wyżej sytuacja jest dobrym przykładem. Na imprezie Vinart w Zagrzebiu, przez pierwsze dwie godziny imprezy obszerna zdawałoby się sala pełna jest aromatów aftershavów użytych przez winiarzy, a nie woni ich pošipów, graševin czy plavacy.