Tradycyjne chałki pojawiały się na żydowskich stołach już w średniowieczu. Niegdyś pieczone były tylko na szabat, zresztą w języku hebrajskim chałka oznacza ofiarę. Jeśli przy pleceniu tradycyjnej chałki ciasto przekroczy określoną gramaturę, dodatkowy kawałek odkłada się i piecze osobno. Zazwyczaj przybiera on różne formy i zajadają się nim dzieci.
Taki „dodatkowy kawałek”, zapieczony jak podpłomyk na suchej patelni, a później posmarowany masłem i posypany solą, przygotowała dla mnie Sabina Francuz, którą odwiedziłam w jej mieszkaniu na krakowskim Salwatorze. Sabina studiowała na Wydziale Form Przemysłowych krakowskiej ASP, jednak to gastronomia jest tym, czemu poświęca się od wielu lat. W 2011 roku otworzyła małą restaurację Głodne Kawałki. – Był to punkowy koncept w berlińskim stylu, bez żadnego biznesplanu, taki manifest po kilku latach projektowania grafiki użytkowej. Szłam wtedy za ciosem i tak od osiedlowej narożnej knajpki, przez awangardowy bufet w liceum plastycznym, ostatecznie zaczęłam zajmować się cateringiem – mówi.