Choć niektórym trudno w to uwierzyć, są tacy, dla których ręczne zmywanie naczyń pozostaje stałym źródłem przyjemności. Wśród fanów cowieczornego stania przy zlewie można spotkać jednego z najbogatszych ludzi na świecie – Billa Gatesa. Jemu podobni z wrodzoną starannością dbają o czystość i nie ufają nikomu bardziej niż sobie w tej wymagającej i pełnej istotnych detali dziedzinie.
Technika to podstawa
Zmywanie naczyń wiąże się nierozerwalnie z rytualnymi przyzwyczajeniami i opracowanymi w każdym szczególe etapami. Zestaw niepisanych zasad ma pomóc zaoszczędzić przede wszystkim wodę, ale też detergenty czy nawet czas. Jedni myją naczynia po każdym użyciu, na bieżąco. Inni wolą uzbierać całodniowy, a nawet kilkudniowy zestaw zadaniowy. Najlepszym pomocnikiem jest tu dwukomorowy zlew lub wypełniona wodą miednica, w której naczynia przed finałowym myciem oddają się długiemu moczeniu. Podobny efekt osiągniemy za pomocą zmyślnego układu podyktowanego prawem wielkości. Niczym matrioszka – w największym garnku znajdą się kolejno drobniejsze naczynia, a stojące obok kubki i szklanki pomieszczą sztućce wraz z mniejszymi akcesoriami. Wolne przestrzenie między naczyniami i sztućcami wypełni woda, a wstępne uporządkowanie pozwoli uniknąć frustracji wynikającej z zaschniętych i ciężkich do usunięcia śladów jedzenia. Bieżącą wodą jedynie opłukujemy namydlone wcześniej naczynia, nie pozwalając, by marnowała się bezużytecznie. Tu należy zaznaczyć, że sposób „na zbieracza” pozwala zużyć mniej wody.