Prawdziwą szparagową orgię przeżyłem wiele lat temu, odwiedzając w początkach maja Frankonię. Ów średniej wielkości, malowniczy, niemiecki region winiarski leży w załomach Menu, zaledwie półtorej godziny jazdy samochodem z lotniska we Frankfurcie nad Menem. Słynie z białej odmiany silvaner. Ustępuje jej tam nawet riesling, dla którego sezon w północnej Bawarii jest zwyczajnie za krótki, przez co nie może w pełni dojrzeć.
Korzystając ze Spargelzeit zajadaliśmy się białymi szparagami w knajpach Würzburga, Iphofen i Volkach. Menu było zazwyczaj proste. Weisse Spargel z wody z wiaderkiem stopionego, klarowanego masła, względnie gotowane ziemniaki, czasem sandacz. Wszystkie te dodatki nie miały dla mnie znaczenia, bo jako szparagowy freak mógłbym wsuwać wyłącznie zrobione al dente białe sztangi. Doszło do tego, że w Alte Meinmühle, klasycznej Stube przy starym kamiennym moście na Menie opodal würzburskiej starówki dostałem na deser szparagowe lody. Ich łagodny smak kucharz złamał podduszonym rabarbarem. Bez względu na to, w jakiej formie szparagi trafiały na stół, zawsze w kieliszku towarzyszył im silvaner, wytrawny, albo – w przypadku deseru – słodki. Pasował idealnie. Na szczęście to nie jedyny szczep dający wina, które warto popijać w sezonie szparagowym.