Trafiła kiedyś w nasze, moje i męża, ręce butelka wina o nazwie Vronski – dostaliśmy ją od jednego z przyjaciół, taki winiarski żarcik, że proszę bardzo, Vronski dla Wrońskich. To było słowackie pomarańczowe sauvignon blanc, biodynamiczne, fermentacja spontaniczna, tydzień na skórkach, rok w betonowym jajku. Miało białą etykietę, która wyglądała jak naklejka zastępcza wydrukowana tanim kosztem na domowej drukarce. Same napisy, żadnych zameczków, herbów, złotych zawijasów czy nawet komiksów, jak to często bywa w przypadku win niskointerwencyjnych. Gdyśmy się jednak tej etykiecie porządnie przyjrzeli, dostrzegliśmy, że obok informacji o zawartości alkoholu, sposobie fermentacji i dojrzewania, widnieje na niej cytat z Anny Kareniny Lwa Tołstoja, stało się więc jasne, o jakiegoż to Wrońskiego w nazwie wina chodzi. Cytat na butelce jest po angielsku, ja podaję go w polskim tłumaczeniu Kazimiery Iłłakowiczówny: „Ale i ja nie znam spokoju, i pani go dać nie mogę. Nie widzę spokoju ani dla siebie, ani dla pani... Widzę rozpacz, nieszczęście... albo też szczęście, i to jakie szczęście!”. Słowa te, zaskakujące w kontekście wina, hrabia Aleksy Wroński wypowiedział do Anny Kareniny na krótko zanim ta została jego kochanką, co się potem, jak wiemy, bardzo nieszczęśliwie skończyło; ale nie w tym rzecz. Zapomnij o spokoju, mówi więc wino Vronski głosem hrabiego Wrońskiego do osoby, która zamierza je wypić. Nie da się wykluczyć, że będzie nieszczęście, ostrzega lojalnie, wina pomarańczowe są trudne, są jak kolendra, kochasz albo nienawidzisz, nie ma nic pośrodku. Ale co ci szkodzi spróbować, kusi.
„Wino jest jedyną rzeczą, która sprawia, że również my, dorośli, możemy być szczęśliwi zupełnie bez powodu”, mawiał Saul Steinberg, nowojorski ilustrator i karykaturzysta, a także wielbiciel pauillaków od barona Philippe’a Rothschilda (etykieta Château Mouton Rothschild 1983 jest jego autorstwa). Czy naprawdę wino uszczęśliwia nas bez powodu? Pomarańczowe sauvignon zrobione na Słowacji przez Slobodné Vinárstvo dało nam mnóstwo frajdy – ale mam wrażenie, że były po temu co najmniej trzy powody. Po pierwsze, każdy lubi dostawać fajne prezenty, a ten był zupełnie wyjątkowy, bo przemyślany i zabawny. Po drugie, wino stworzyło nader szczęśliwą parę z wędzonym węgorzem – a przypuszczam, że pasowałoby też do każdej innej tłustej ryby, a nawet do pieczonej wieprzowiny (na przykład do kanapki z pulled porkiem); może też do dojrzałego, lejącego się camemberta. Niestety, innych połączeń nie zdążyliśmy już sprawdzić, bo butelka była tylko jedna. Wreszcie po trzecie, Vronski, wino nader eleganckie, gładkie, o mocnej strukturze, z intensywnym owocem i pięknym, długim, ziołowym posmakiem – na stronie producenta wdzięcznie opisane jako „słowiański kawaler z francuskim wychowaniem i obyczajami” – dostarczyło nam tematu do bardzo ciekawej rozmowy, w której wątki literackie, winiarskie i plotkarsko-romansowe zgrabnie się ze sobą przeplatały, nie męcząc, nie nudząc, ale i nie przekraczając granicy, poza którą mogłyby stać się niebezpiecznymi. Żadnej polityki, żadnej religii, nic o problemach zdrowotnych, ani nawet finansowych. Wedle wszelkich podręczników – wyszła nam konwersacja modelowa.