„Tureckie śniadanie to orgia” – przy tym zdaniu się poddałam i zrobiłam sobie przerwę na fest kanapkę. Opowiedz o tych orgiach.
Moje najmocniejsze śniadaniowe wspomnienie wiąże się z wizytą w południowo-wschodniej Turcji, na terenie tureckiego Kurdystanu. Śniadanie, którym zostałem uraczony, składało się – nie przesadzam – z około 40 talerzyków z różnymi przystawkami. Były wygrzane w słońcu pomidory, kilka rodzajów oliwek, feta, miody – to oczywiste. Ale był też krem z melasy z granatów i tahiny. Lekko słony i bardzo słodki jednocześnie, coś wspaniałego. Z jednego z talerzyków spróbowałem czegoś dziwnego, co bardzo mi zasmakowało. Zapytałem o to i usłyszałem, że to „smażona mąka”. Mocno słona zasmażka na maśle, tylko nie wiem, czy z mąki pszennej, czy z ciecierzycy. Był kajmak, najlepsza rzecz, jaką zjecie i w Turcji, i na Bałkanach.