Z pewnością wielokrotnie słyszeliście ponure prognozy dotyczące przyszłości. W 2050 roku liczba ludności ma wzrosnąć do prawie 10 miliardów. Jeśli nie zmienią się obecnie dominujące trendy żywieniowe, zapotrzebowanie na produkty zwierzęce się podwoi, co będzie się wiązało z jeszcze większym obciążeniem dla i tak już mocno eksploatowanej planety. Prawdopodobnie nie istnieje jedno fantastyczne panaceum na wszystkie problemy Ziemi. Nie zbawi nas ani GMO, ani mięso z kultur komórkowych czy nawet białko z organizmów jednokomórkowych i jedzenie insektów, jeżeli nie wprowadzimy alternatywnych rozwiązań w sposób spójny i przemyślany.
Badacze ciągle podsuwają nowe pomysły. Znany duński gastrofizyk Ole G. Mouritsen proponuje dosyć zadziwiające rozwiązanie. Według niego powinniśmy wprowadzić na swoje stoły potrawy przyrządzone z ośmiornic, kałamarnic czy mątw. Głowonogi są bardzo popularne w Azji oraz w krajach południowoeuropejskich. Istnieją dowody na to, że w rejonie śródziemnomorskim spożywano je już cztery tysiące lat temu. Jednak w wielu miejscach tradycja przyrządzania dań z głowonogów praktycznie nie istnieje. Przykład stanowi Polska, a wraz z nią w zasadzie cała Europa Północna. Tymczasem morza i oceany kryją niezwykłe skarby, z których warto byłoby mądrze korzystać, szczególnie w kontekście wyzwań współczesności. Jakie są ewentualne plusy oraz minusy opartej na głowonogach gastronomii i czy pomysł Mouritsena ma szansę na realizację?