Pierwsze kulinarne skojarzenie z Argentyną to wołowina – jedna z najlepszych na świecie, co jest absolutnie prawdą. Na mięsie opiera się cała kuchnia tego kraju, stąd bycie tam wegetarianinem czy weganinem jest trudne, ale nie tylko z tego powodu. Mogłoby się wydawać, że w kraju, który na dużą skalę eksportuje plony, kuchnia jest bogata w warzywa i owoce – nic bardziej mylnego. Jak powiedziała moja przyjaciółka iberystka: „Oni wolą wszystko sprzedać, bo i tak nie wiedzieliby, co z tym zrobić”, co trafnie określa stosunek Argentyńczyków do warzyw w ich diecie. Najpopularniejsze to cebula i ziemniaki, pojawiają się też platany i różne odmiany batatów – na tym właściwie można by zakończyć wyliczanie. Nie zmienia to faktu, że kuchnia argentyńska jest cudowna i pyszna, chociaż nie należy do najlżejszych.
Trzy składniki podstawowe
O jednym już wspomniałam – to mięso, przede wszystkimi wołowe, ale też wieprzowina, która występuje w postaci szynki (podobnej do naszej konserwowej) lub w argentyńskim chorizo. Następnie mąka pszenna i wszystko, co można z niej zrobić: hybrydę bagietki i chleba tostowego albo medialunas, czyli połączenie croissanta i baklavy, ponadto makarony i ciasto na pizzę lub empanadas. Do przyrządzenia dwóch ostatnich potrzebny jest trzeci składnik: argentyńska mozzarella (często określana po prostu jako queso lub muzarella), która jest najbardziej ciągnącym się serem, jaki kiedykolwiek jadłam.