Nieopodal zwraca uwagę odrapana fasada przypominająca warszawską Pragę sprzed 20 lat. Skrywa kultową tawernę bez szyldu – miejscowi nazywają ją Diporto w nawiązaniu do dwojga drzwi, przez które wchodzi się do obstawionej drewnianym beczkami białej sali. Tu gości wita pan z sumiastym wąsem, prowadzi do stolika i wyjaśnia, co można dziś zjeść. Przybytek ten, służący przez lata jako stołówka dla targowych sprzedawców, funkcjonuje na zasadzie domowej kuchni, bez regularnego menu. Zupa z ciecierzycy – danie o korzeniach antycznych – oraz fawa, czyli grecki humus z grochu, smakują wyśmienicie w towarzystwie mocno schłodzonego białego wina. Jednak największą rewelacją jest chrupiący chleb o jędrnym, wilgotnym miąższu, który wspaniale chłonie delikatną jak masło oliwę. Chleb, tak jak tutejsza obsypana migdałami odmiana chałki, są arcydziełami greckiego piekarnictwa.
Ateny ze smakiem ugoszczą też wegetarian. Najsmaczniej w małej uliczce Aisopou, zaledwie kilka kroków od stacji metra Monastiraki. Za dnia wabiącej muzyką, po zmroku oświetlonej niewielkimi lampionami. U zbiegu Aisopou i Apostoli działa tawerna Lithos, w której liczba i jakość dań bezmięsnych przyprawia o zawrót głowy. Tradycyjna sałatka dakos – chrupkie ciemne pieczywo obsypane pomidorami i najlepszą w tej części miasta fetą – jest na przystawkę idealna. Zachwyca też specjalność – sałatka Lithos, bazująca na zielonej sałacie, wzbogacona winogronami, orzechami i pomarańczowym dressingiem. Podobnie jak grillowana feta z miodem i sezamem. Danie główne to wegetariańska moussaka. Podaje się ją tak ciepłą, że musimy chwilę odczekać, zanim zaczniemy jeść – zapieczona z aksamitnym sosem beszamelowym, zadowoli nawet najbardziej wybrednych smakoszy.
W pobliżu mieści się popularna restauracja Athinaikon. W jej nowoczesnym wnętrzu czeka nas przegląd greckich serów: fety, halloumi, manouri, kefalotiri oraz wszelkich ryb i owoców morza w postaci grillowanej, pieczonej, a także w firmowej zupie rybnej. Chwilowo miejsca w żołądku na kolejny test nie starczyło, ale relacje bywalców mocno zachęcają.
Jest jeszcze jeden przybytek ateńskiego kulinarnego podziemia, który warto odwiedzić. To tawerna Avli. Sałatka grecka, zwana tu xoriatiki – wiejska, jest tutaj wyśmienita. Smak soczystych, słodkich ogórków oraz aromatycznych pomidorów przełamują mocno słone oliwki Kalamata, grube plastry fety i czerwona cebula. Poza listkami oregano i złocistą oliwą nie ma śladu przypraw.
Kilkaset metrów dalej, w cukierni Krinos, zjemy najsłynniejszy stołeczny deser, lukumades. Ten ateński odpowiednik pączków Bliklego, tyle że z cynamonową posypką zamiast różanego nadzienia, raczej rozczarowuje, choć gusta bywają różne.
Objedzeni, ale szczęśliwi, przecinamy gwarny plac Monastiraki i zmierzamy w stronę Akropolu i jego ruin, które w popołudniowym świetle wyglądają jeszcze bardziej imponująco.
Ateny eleganckie
Z Akropolu zejdziemy krętymi uliczkami Plaki. Pośród wielu restauracji uwagę przykuwa tu kafejka, której goście relaksują się na schodach wiodących w kierunku akropolskiego wzgórza. To Yiasemi, specjalizująca się w przekąskach wegetariańskich. Za 5 euro można posmakować tu sałatki z ciecierzycy i grochu, uwielbianej przez Greków. Oprószona świeżymi ziołami i miętą oraz skropiona cytryną i oliwą, smakuje świeżo i lekko. Zachęceni wystawką słoi z konfiturami w kolorach tęczy, zamawiamy też kawę z glyka tou koutaliou, czyli „łyżeczkowymi słodkościami”. To właśnie konfitury podawane jako drobny poczęstunek na małej łyżeczce, najczęściej do kawy.