Od kiedy zapachowi przypisujemy aż tak wielką moc oddziaływania na ludzki organizm – wpływania na niego i cieleśnie, i duchowo? Ha, od zarania dziejów. Czy miliony testujących pozytywny wpływ aromaterapii mogą się mylić? Mogliby. Wiemy, że efekt placebo to istotny procent dobrych wyników. Ale są pewne „ale”.
Aromaterapia to więcej niż zapach
Pierwsza armata w batalii o dobre imię olejków eterycznych to argument „niezapachu”. Gdy ktoś nazywa aromaterapię po prostu leczeniem zapachami, to aż mi się olejek w kieszeni otwiera… Samym zapachem można zdziałać niewiele.
Otóż esencje roślin to przebogaty skład chemiczny, lepszy niż przeciętny lek z apteki. Zatem aromaterapia to wpływ składu chemicznego rośliny olejkodajnej na istotę żyjącą; może to być człowiek, zwierzę, a nawet inna roślina. Chociaż na nieżywych też da się wywrzeć wpływ aromaterapią. Jednak o tym innym razem.
Olejki eteryczne to mieszaniny. Zawierają setki składowych. Niektóre to ledwie kilka procent, czasem wręcz promili, całości pachnącego dobrobytu. Mimo to działają w synergii, jak dobra drużyna. A wszystko na chwałę potęgi aromaterapii.