Kukbuk
Kukbuk
Zdjęcie z nowej kolekcji marki Molehill (fot. Molehill)

Z wizytą u Molehill

Solidnie wykonane, przechodzą z rąk do rąk – od początku, bo to wyłącznie ręczna robota, do końca. Zaglądam do żoliborskiego gościnnego domu Molehill, gdzie wespół goszczą twórcy marki, jej odbiorcy i wreszcie – bohaterki: skórzane torby.

Tekst: Mari Krystman

Zdjęcia: Molehill

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 6 minut!

Na start: solidna skóra i mocne płótno. Marka Molehill powstała cztery lata temu, a jej narodziny zostały porządnie zaplanowane – kilku debiutanckim modelom ręcznie szytych toreb towarzyszyła profesjonalna kampania. I od samego początku zamysł marki był wyraźnie zarysowany: produkty stworzone we współpracy z rzemieślnikami miały służyć miejskim odkrywcom, cyfrowym nomadom, dla których przedmiot codziennego użytku był zapisem doświadczeń. Użytkowana skóra pięknie się starzała, a otarcia były jak małe trofea – skoro doświadczamy, rysują się wspomnienia, a towarzysząca nam torba działa jak dziennik.

Skórzane torby i akcesoria marki Molehill w ich sklepie na warszawskim Żoliborzu. (fot. Molehill)

Dom bardzo otwarty


Molehill to z angielskiego kopiec kreta – jedyna widoczna oznaka obecności tego niewielkiego zwierzęcia pod ziemią. Przez dłuższy czas tę polską markę reprezentowały wyłącznie jej wyroby, doskonałej jakości skórzane torby. Jej twórcy woleli siedzieć cichutko i w ukryciu budować solidne kretowisko. Z czasem stojąca za Molehillem para przyjaciół, Łukasz Król i Anna Rączka, wyszła na światło dzienne, aż w końcu otworzyła podwoje kameralnej przestrzeni, w której osobiście gości klientów i przyjaciół.


Znaleźliśmy na Żoliborzu miejsce z dobrą energią. Nazwaliśmy je Open House, bo chcieliśmy zamiast klasycznego butiku stworzyć niezobowiązujące studio, w którym można nie tylko obejrzeć torby, ale przede wszystkim spotkać się z nami, porozmawiać, wypić wspólnie kawę. Wiedzieliśmy, że klienci chcą nas poznać, a ta przestrzeń to symboliczna forma podziękowania za to, że współtworzą z nami Molehill. Po raz pierwszy otworzyliśmy Open House w ubiegłym roku, tuż przed świętami. Przyszło zaskakująco dużo osób, rozmawialiśmy wtedy przy kominku, wytworzyła się serdeczna atmosfera. I okazało się, że nazwa chwyciła, to miejsce stało się otwartym domem – opowiada Łukasz Król, twórca i dyrektor kreatywny marki Molehill. Na takie spotkanie w Open House można się umówić tutaj.

Torebka z nowej kolekcji Pane marki Molehill trzymana przez modelkę (fot. Molehill)
Torebka z nowej kolekcji Pane marki Molehill, zdjęcie z sesji (fot. Molehill)
Torebka z nowej kolekcji Pane marki Molehill, zdjęcie z sesji (fot. Molehill)
Torebka z nowej kolekcji Pane marki Molehill, zdjęcie z sesji (fot. Molehill)

Atrybut każdego nomady


Historia lubi okrągłe formy i dzieje firmy Molehill też zatoczyły koło. Zalążek pomysłu na własną rzemieślniczą markę wiązał się z pamiętną wyprawą Łukasza w Himalaje – wrócił z niej z głową wyczyszczoną i jednocześnie wypełnioną lokalnymi kodami kulturowymi, wśród których dominowała tradycja tamtejszych tragarzy. Szerpowie, tybetański lud zamieszkujący Himalaje, wnoszą pod górę olbrzymie pakunki, korzystając tylko z siły swoich pleców. Obrazy wędrujących tragarzy wracały do Łukasza po powrocie do domu i nadały kierunek konceptowi – postanowił, że będzie tworzył nomadyczne, pojemne torby z naturalnych tworzyw. Pierwszą, kapsułową kolekcję stanowiły dwa dzikie, nieokrzesane modele – z surową skórą i równie surowymi wykończeniami. Ten pomysł zaskoczył i pojawiły się opcje toreb z kolejnych rodzajów skór, o różnych fakturach.


Wyobraźnia i instynkt działają – po długim czasie nieobcowania z bodźcami: z obrazem, ze sztuką czy z architekturą, nazywanym przez Łukasza jałowym, pojawia się lawina myślowa, a z nią pomysły na nowe modele. A kiedy zyskują aprobatę klientek i klientów, tryby twórcze pracują ze zdwojoną mocą. Założyciel marki Molehill przyznaje, że szybko się nudzi, więc potrzeba formalnego kombinowania jest naturalna. Choć formy są bardziej eleganckie, filozofia zostaje taka sama jak na początku – torby żyją ze swoimi właścicielami. – To fenomen. Torba to idealny produkt, stworzony po to, by żyć z człowiekiem, jest nieodłącznym tematem w naszym życiu. Do butów wkładamy tylko stopy, a do torby – rozmaite przedmioty, w zależności od potrzeb, od sytuacji w życiu. Nie myślę o torbie jako o naszym przedłużeniu, ona jest właściwie synonimem nas –mówi Łukasz. Modele dostępne w ramach kilku kolekcji dla kobiet i mężczyzn mają różne gabaryty – od podręcznych po przepastne, ale niesamowite jest to, że zawsze pomieszczą więcej, niż można się spodziewać. I jeśli ze względu na kunszt wykonania traktować torby Molehill jako element mody, to są one jej najbardziej przyziemnym elementem.

Portret Łukasza Króla, wspołzałożyciela marki Molehill (fot. Molehill)

Noś, używaj, żyj po swojemu


Każda torba to wynik użytkowego myślenia Łukasza i Ani, która jest pierwszą testerką wszystkich modeli, zanim trafią na rynek. Liczą się pojemność i wytrzymałość, które najpierw twórcy sprawdzają i udoskonalają sami, a następnie poprawiają według sugestii użytkowników. A później torby idą w świat. Łukasz śmieje się, że poznaje charakter klienta po stanie jego torby – jest jak wizytówka. Współtwórca marki ośmiela też użytkowników do tego, żeby nie bali się zgłaszać usterek. Pamiętam, jak trafił na moim Instastories na zdjęcie z podróży, na którym widniał fragment torby TIMI. Od razu wyłapał ułamany suwak i zgłosił chęć naprawy, a torbę odesłał mi cudownie wypastowaną, zapakowaną w płócienny worek i opatrzoną pocztówką z pozdrowieniami. Zreperowany TIMI służy dalej; torebka jest mała, ale zabieram ją absolutnie wszędzie, bywała na przyjęciach, przejechała tysiące kilometrów w pociągach i zahaczyła o tajską dżunglę. Łukasz twierdzi, że sam ma duży dystans do swoich toreb, a jednocześnie cieszą go sygnały, że można się w nich… zakochać. I często bywa, że jest to miłość od pierwszego wejrzenia – klientki opowiadają, że zauważają torby u przypadkowo spotkanych kobiet, najczęściej na lotnisku. Nic w tym osobliwego, w końcu porty lotnicze to naturalne środowisko współczesnych nomadów.

Użytkowana skóra pięknie się starzała, a otarcia były jak małe trofea – skoro doświadczamy, rysują się wspomnienia, a towarzysząca nam torba działa jak dziennik.

Praca nad wykrojem materiału marki Molehill (fot. Molehill)

Ręczna robota


Rzemiosło, od którego wyszli Ania i Łukasz, jest cały czas obecne w ich pracy i życiu – oba te obszary się przeplatają, wpływając na siebie coraz silniej. Twórcy przyznają, że doceniają codzienne, prozaiczne i niespieszne czynności, jak robienie lemoniady czy kawy przelewowej, tak samo jak ręczne wykonanie toreb. Z czasem sami nabrali apetytu na pracę ręczną, dlatego skórzane, duże i małe modele PANE – eleganckie koszyki z tegorocznej letniej kolekcji – wyplatają sami. Cztery lata temu Łukasz był czujnym obserwatorem u boku rzemieślnika, a Ania zaczynała od szycia papierowych prototypów – z czasem sama wykształciła się na kaletnika. Umiejętności twórców ewoluują, rosną kompetencje, więc coraz więcej działań związanych z produkcją torebek Molehill zostaje na miejscu. Kopiec kreta to w końcu własna robota, zatem wszystko zostaje w domu, w dobrych rękach.


We współpracy z KUKBUK-a i Molehill powstała unikatowa torba #zawszegłodni, którą możecie kupić w naszym sklepie.

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk