Polski fashion week właśnie się zaczął. Nieśmiało (bo nocą jeszcze mogą zdarzyć się przymrozki) na straganach i stoiskach warzywnych pojawiają się wiosenni królowie i królowe piękności. Konsumenci, niczym wytrawni znawcy, wyławiają z daleka najładniejsze okazy, ich urodę weryfikują w zbliżeniu. Dotykiem i węchem sprawdzają rzodkiewki i ogórki, bakłażany i szczypiorek. Nikogo nie nabierze zimowy pomidor, pozbawiony zapachu, który wszak jest kwintesencją pomidorowości.
Zwycięzcom wyborów miss robi się później sesje zdjęciowe. Trafiają dzięki temu na łamy czasopism kulinarnych i do książek kucharskich, a przede wszystkim do mediów społecznościowych. Po szaro-bieli fotek narciarskich i górskich plenerów wiosną Instagram ożywa właśnie barwą nowalijek. Typowy kadr? Skrzynki owoców i warzyw ustawione jedna obok drugiej, nachylone przyjaźnie ku kupującym.
Dlaczego oko odpoczywa, zawieszone na straganie z warzywami? Psychologowie nie są pewni, choć ustalili już, że sam widok drzew przyspiesza rekonwalescencję chorych. Może chodzi o harmonię kształtów? A może właśnie o te barwy: nasycone, żywe czerwienie i zielenie, okazjonalnie przełamane innymi, jak fiolet bakłażana czy czosnku, żółć melona i banana, oranż dyni. Lecimy do nich jak pszczoły do miodu. Pytanie, dlaczego nas tak przyciągają, jest jednym z wielu należących do kategorii „natura czy wychowanie”.