Pojęcie sezonowości w modzie bezustannie się rozmywa. Coraz częściej stanowi tylko umowne hasło, pod którym projektanci mogą wspólnie prezentować swoje kolekcje. Wraz z niknącymi różnicami między porami roku obowiązujący styl ulega zmianie. Wprawdzie sandałki w lutym czy futro pod koniec słonecznego września to wciąż specyfika towarzystwa uczęszczającego na tygodnie mody, ale na przestrzeni ostatnich lat coś mocno się zmieniło i do tradycji już raczej nie wróci.
Jak sezony wyszły z mody
Czy żółty kolor jest jeszcze modny? Czy wypada wyciągnąć z szafy sukienkę sprzed 20 lat? A może pora pożegnać się z niektórymi zasadami ze świata mody?
Tekst: Harel
Ilustracje: Martyna Cybuch
Sezon na misia?
W kuchni to proste: sezon na truskawki, kurki, kiszonki. Nikt nie będzie stawać na głowie, by zaserwować szparagi do styczniowej kolacji z raclette w roli głównej. Na zupę grzybową w porze kwitnących wiśni i mirabelek też raczej nikt nie będzie miał ochoty. Wprawdzie znam takich, którzy z tęsknoty za wielkanocnym mazurkiem czy wigilijnym śledziem potrafią zrobić sobie taką przyjemność o każdej porze roku, uznaję to jednak za wyjątek potwierdzający regułę.
A jak jest w modzie? Czy rzeczywiście dany kolor lub fason są zarezerwowane tylko na konkretny sezon? Czy we wrześniu kupimy japonki na spóźniony wakacyjny wyjazd? A przede wszystkim: czy to, co oglądaliśmy niedawno na paryskich i mediolańskich pokazach, będzie modne dopiero za pół roku?
Widzisz i masz!
Niespełna cztery lata temu zrobiło się głośno o tzw. see now, buy now, czyli możliwości natychmiastowego kupowania tego, co przed chwilą zobaczyliśmy na wybiegu. System ten wprowadził Christopher Bailey, ówczesny dyrektor kreatywny marki Burberry. We wrześniu 2016 roku postanowił zaprezentować kolekcję na bieżący sezon wbrew obowiązującemu kalendarzowi mody. W momencie zakończenia pokazu większość ubrań można było kupić w sklepie internetowym marki.
W kolejnych sezonach krokami Baileya poszli Tommy Hilfiger i Alexander Wang. „Zobacz i kup” ogarnęło świat mody, przestała mieć znaczenie pora roku, której dotyczyła kolekcja. Pisało się o rewolucji, rewolucjom zaś często towarzyszy chaos. Część projektantów wciąż trzymała się sezonowości, a część stawiała temu opór. To, co miało ułatwić klientom zakupy i pomóc w dotarciu do konsumentów z oryginalnymi projektami, zanim zostaną „zinterpretowane” przez sieciówki, zapoczątkowało szereg nieoczywistych zmian. Być może nałożyła się na to rosnąca świadomość zagrożeń, jakie niesie bezrefleksyjna konsumpcja. Nawet eksperci gubili się w mnogości nowych trendów i nierzadko polecali wykluczające się w teorii zjawiska. Świat mody zwolnił. Paradoks?
Identyczne z oryginalnym
Jeszcze niecałe dwie dekady temu bezustannie pisało się o tym, co trzeba, a czego nie wypada mieć. Średnio co pół roku pojawiał się kolejny „must have” i zajmował miejsce po rzeczy, która z hukiem wypadała z mody. Szare botki? To trend z 2006 roku – schowaj je głęboko i zapomnij. Spódnica w stylu boho i torebka z frędzlami? Teraz mamy rok 2010 i zachwycający minimalizm Celine! Wyrzuć, pozbądź się, nie przyznawaj, że kiedykolwiek nosiłaś. Jeszcze większej prędkości nabierały zmiany w sieciach odzieżowych. Dostawy kilka razy w tygodniu, obowiązkowe przemieszczanie kolekcji, by klient zawsze trafił na coś nowego, a przede wszystkim ceny – tak atrakcyjne, że grzechem byłoby przeżyć choć tydzień bez kolejnego drobiazgu. Należy dodać, że ubrania z sieciówek nierzadko do złudzenia przypominają kreacje widziane kilka miesięcy wcześniej na wybiegach.
„Zobacz i kup” ogarnęło świat mody, przestała mieć znaczenie pora roku, której dotyczyła kolekcja.
Im przystępniejsza stawała się wielka moda, tym krótszy okres był potrzebny sieciówkom do stworzenia własnej wersji danego modelu. Przed realizacją genialnego pomysłu Baileya dochodziło do absurdalnych sytuacji, w których szybciej dało się kupić kopię niż oryginalną wersję odzieży. See now, buy now było więc prztyczkiem w nos danym wszystkim, którzy rozleniwili własną kreatywność i korzystali z gotowych pomysłów największych domów mody.
Zwolnij!
Jak jest dziś? Simon Porte Jacquemus, jeden z najpopularniejszych obecnie projektantów, na łamach magazynu „System” opowiada, jakie wyzwania stawia sam przed sobą. Co się wydarzy, gdy zamówi o 25-50% mniej materiałów niż przy poprzedniej kolekcji? Sięgnie do gotowych rezerw? Uruchomi wyobraźnię? Pokaz z okazji 10-lecia swojej marki zorganizował całkowicie obok kalendarza mody i zaprosił swoich gości na prowansalskie pola lawendy w czerwcu 2019 roku. Sezon? Lato 2020. Wprawdzie możliwości kupienia ubrań na miejscu nie przewidział, ale akurat tego publiczności nie brakowało. Dlaczego? Ponieważ jest jednym z tych projektantów, którzy tworzą linearnie, przeciągając swoje pomysły na więcej niż jeden sezon.
Jeszcze niecałe dwie dekady temu bezustannie pisało się o tym, co trzeba, a czego nie wypada mieć.
Za każdym razem powracają znajome fasony sukienek, żakietów, butów czy torebek. Zmieniają się detale, ale styl pozostaje rozpoznawalny. W podobnym duchu od pewnego czasu działa polska projektantka Ania Kuczyńska. Zrezygnowała z dużych kolekcji serwowanych co pół roku na rzecz niewielkich kompozycji kapsułowych. Raz pojawiają się dżinsy z brazylijskiego i japońskiego denimu, innym razem sukienki barwione roślinnymi barwnikami we współpracy z Olką Richert. Kolekcja skórzanych toreb inspirowanych hiszpańskimi koszami na zakupy poprzedza prezentację skórzanych butów. Kuczyńska nie obawia się wracać do archiwów – udostępnia je pod przewrotną nazwą New Vintage. A to kolejne zjawisko, które przybiera na sile.
Powrót do przeszłości
Angielskie określenie „so last season” wyzbywa się pejoratywnego wydźwięku. W związku z odzieżową nadprodukcją, której obecnie wszyscy jesteśmy raczej świadomi, korzystanie z tego, co już gotowe, przestało być obciachem, a być może za parę lat stanie się koniecznością. Marki dumnie uruchamiają swoje outlety, nie tylko w internecie. Jednym z pionierów było duńskie Ganni. Już w 2015 roku otworzyło w Kopenhadze przestrzeń Ganni Postmodern, gdzie można kupić niesprzedaną w poprzednich sezonach odzież. Butik w niczym nie przypomina outletów, jakie znamy z doświadczenia. To atrakcyjnie zaprojektowane wnętrze, dość surowe, lecz oryginalne, pełne doskonale skomponowanych kolorystycznie ubrań i dodatków. Od obecnych kolekcji różnią je tylko ceny, zdecydowanie bardziej przyjazne dla kieszeni.
Sezonowość była kluczowym słowem w branży mody wystarczająco długo. I choć technicznie wciąż nim pozostaje, w praktyce coraz ważniejsza staje się świadomość ekologiczna. Nie potrzebujemy co roku nowego płaszcza na zimę ani wiosennych kaloszy. Wciąż jednak chcemy czerpać z mody przyjemność. Bezmyślna konsekwencja na krótkim dystansie przynosi nam satysfakcję. Mieć coś na dłużej – to prawdziwy cel i prawdziwa radość, bez względu na rok produkcji.
Chcemy wiedzieć co lubisz
Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?