Mimo że od stołu z chlebem odrywaliśmy się na siłę, zwyciężyła świadomość, że nie samym chlebem człowiek żyje. Prócz doskonałego pieczywa udało nam się na wyspie znaleźć więcej interesujących atrakcji. Oto one!
Zacznijmy od śniadania. Malta ma za sobą długie lata dominacji brytyjskiej. Kontakty mają więc trzy dziurki, a samochody jeżdżą po lewej stronie. Nic dziwnego, że co druga restauracja na wyspie oferuje klasyczne brytyjskie śniadania. Nas jednak najbardziej zaciekawiło to, co maltańskie, bo fasolę i bekon mamy w domu. Sięgnęliśmy po pastę zwaną bigilla i po sery ġbejna. Pasta powstaje z różnych ziaren roślin strączkowych. My trafiliśmy na taką z soczewicy. Jest bardzo smaczna, porządnie doprawiona i świetnie smakuje o poranku. Sery za bazę mają krowie mleko i są znakomite. Jest wersja świeża, miękka jak twarożek i są starzone nieduże twarde serki z różnymi dodatkami. Wygrywa ten z pieprzem! Podczas wizyty na Gozo – dodam siłą rozpędu – poszukajcie tamtejszej wersji z mleka koziego!