Pierwsze koty za płoty
O wschodzie słońca słychać nawoływania do pierwszej porannej modlitwy. My jednak myślimy głównie o śniadaniu, więc recepcjonista w hotelu zaprasza nas na wcześniejszy posiłek. Z dostępnych w skromnym bufecie składników klecimy dziwną kanapkę składającą się z pity, humusu i tuńczyka. Strzałem w dziesiątkę okazują się czarne oliwki – drobne, miękkie, lekko dymne w smaku i wilgotne od oliwy. Najlepsze, jakie kiedykolwiek jadłyśmy. Jak się później okaże, ich smak będzie nam towarzyszył przez cały pobyt.
Z wizytą u Banksy’ego i na Wall Street
Po krótkiej, regenerującej drzemce pierwsze kroki kierujemy w stronę muru i chociaż z widokiem wielkich, szarych, betonowych konstrukcji powinnyśmy być oswojone, ośmiometrowy kolos, który wyrasta przed nami, robi przygnębiające wrażenie. Ktoś ewidentnie próbował tę przestrzeń oswoić, bo na jednym z bloków zawieszono tabliczkę z jakże trafnym napisem – „Wall Street”. Wiele fragmentów muru zostało wykorzystanych przez artystów: w dużej części jest pokryty mniej lub bardziej udanymi graffiti; niektóre z nich są znane fanom street artu na całym świecie. Na betonowych płytach znajdziecie również historie rodzin, które zostały murem rozdzielone, i hasła nawołujące do pokoju, przepełniające nadzieją, że może ten kolos nie będzie stał tam wiecznie i, tak jak mur berliński, przejdzie do historii.
W bliskim sąsiedztwie znajduje się The Walled Off Hotel – założony przez Banksy’ego, który od lat interesuje się konfliktem między Izraelem a Palestyną. To nie tylko hotel, to również muzeum, bar, sklep z pamiątkami oraz przestrzeń artystyczno-kulturalna. Całość, jak na Banksy’ego przystało, jest przewrotna i bardzo trafnie, chociaż brutalnie, komentuje aktualną sytuację polityczną. Nie powinno dziwić, że już przy wejściu wita nas figurka małpy przebranej za lokaja, a w środku na ścianach, zamiast myśliwskich trofeów, wiszą kamery, które obserwują barowych gości. Greckie popiersie wyeksponowane w rogu sali na pierwszy rzut oka wydaje się przykryte zwiewną apaszką, ale okazuje się, że jest zasłonięte szalikiem, niczym maską gazową, a w ręku trzyma puszkę gazu. Smak whisky pitej w kryształowej szklaneczce w tym miejscu na pewno pozostanie w pamięci na długo.
Czym zaspokoić wilczy apetyt?
Po wizycie w muzeum przy The Walled Off Hotel nasz głód wiedzy jest chwilowo zaspokojony, ale potrzeba poznania kulinarnego oblicza Palestyny odżywa ze zdwojoną mocą. W pobliskim gmachu Bethlehem Museum, które opowiada historię ludności chrześcijańskiej na tych ziemiach, znajduje się całkiem niezła restauracja z lokalnym jedzeniem. Zbieg okoliczności? Szczęśliwy! Bez chwili zastanowienia zasiadamy do stołu. Chrześcijańskie restauracje w Palestynie można poznać po tym, że serwują alkohol. Na stół wjeżdża lokalne czerwone wino, a potem miska odświeżającej sałatki tabbouleh, mujaddara – proste danie z ryżu i soczewicy podane z prażoną cebulą, cytryną, jogurtem i sosem jogurtowym z ogórkami i pomidorami – oraz musakhan, czyli chleb taboon, moczony w oliwie, pokryty duszoną cebulą, a następnie doprawiony sumakiem, z kurczakiem lub jagnięciną, posypany prażonymi migdałami. Orientalne smaki uderzają nam do głowy.