Czy praca nad twoją ostatnią książką zmieniła sposób, w jaki gotujesz? Masz poczucie, że teraz więcej improwizujesz?
Zdecydowanie tak. Wiem, że ślepe trzymanie się przepisów ogranicza i daje mniejszą przyjemność z gotowania. Ludzie gotują na całym świecie. Oczywiście w różnych częściach globu używamy różnych składników i stosujemy różne techniki kulinarne, ale mając jedną formułę na danie bazowe, punkt wyjścia do czerpania z wielu kuchni świata, można improwizować do woli. Ja, korzystając z wiedzy, którą zebrałam do „Sztuki gotowania”, działam w kuchni intuicyjnie, po prostu gotuję z głowy. Jeśli dziś wejdę do twojej kuchni, której nie znam, poradzę sobie bez książki kucharskiej. I o to chodzi w gotowaniu.
Wspominasz w książce swoją babcię, która gotowała z ogromną pewnością siebie i nie korzystała z literatury kulinarnej. Co zmieniło się w naszym stylu życia, że tak trudno nam dać się ponieść czystej przyjemności gotowania? Mamy przecież o wiele większy dostęp do produktów z całego świata i urządzeń, które ułatwiają pracę w kuchni.
Owszem, mamy wiele możliwości, ale to składniki determinują zawartość talerza i formę posiłku. Paradoksalnie nadmiar ogranicza naszą kreatywność, bo tracimy orientację. Moja babcia, która była świetną kucharką, gotowała głównie z tego, co wyrosło w przydomowym ogródku. Prawie w ogóle nie robiła zakupów. Podobnie zresztą jak jej sąsiedzi. Tamta kuchnia była naprawdę sezonowa i lokalna. Poza tym zarówno babcia, jak i mama wiedziały, jak ugotować zaledwie kilka potraw. Przez lata ćwiczyły tę umiejętność i osiągnęły w końcu mistrzowski poziom. Moje pokolenie i kolejne wychodzą poza ten swojski kanon i pragną czerpać z kulinarnego dziedzictwa różnych kultur. Dlatego uczymy się, jak przyrządzać koreański bibimbap, wegański smalec czy hawajski pokébowl. Świat pędzi – to prawda, ale uwielbiam tę różnorodność.