Wyborny strzelec, trafia prosto w serce, budząc same dobre uczucia. Może dlatego, że jest bardzo rodzinny – zawsze przyjeżdża na święta, z choinką i prezentami. Nawet babcia, która nie przepada za egzotycznymi smakami, chętnie zaprasza go na szarlotkę.
Tam, skąd pochodzi, pory roku są wyznaczane przez kapryśne monsuny. Jednak to twarda sztuka, nie traci rezonu nawet w strugach tropikalnego deszczu. Przeciwnie, cynamonowiec chłonie wodę każdym wiecznie zielonym liściem. A najpiękniejszy jest w styczniu. To czas, kiedy zakwita i otwiera do słońca żółte pąki. Między jednym a drugim monsunem wydaje owoce. Wyglądają jak małe oliwki, smakują trochę jak awokado. Typ misjonarza – jeździ po świecie, by dzielić się ciepłem z potrzebującymi, w zimową zawieruchę przytuli i rozgrzeje. Ale bywa też posądzany o zdolności nadprzyrodzone. Wystarczy potrzeć liść, żeby wrócić do domu z najdalszego zakątka świata. Przynajmniej myślami. Jednak nie w liściach skrywa to, co najlepsze. Trochę głębiej, w korze, pod cienką zewnętrzną warstwą. To właśnie ona, starta na proszek lub zwinięta w rulonik, czyni cuda.