Ludzie zaczęli spisywać przepisy kulinarne dobre 2,5 tysiąca lat temu (pewnie znacznie wcześniej, jednak najstarsze znane spisane receptury pochodzą mniej więcej z VI wieku p.n.e.). Z pojedynczych dosyć szybko zaczęto tworzyć zbiory, przypominające książki kucharskie. Pierwsze wydania musiały być okrutnie drogie, dopiero upowszechnienie druku sprawiło, że książki mogły trafić pod strzechy. Wówczas były używane latami, przekazywane z matki na córkę, często dawane w posagu. Minęło kilkaset lat – współczesne książki nie są traktowane z takim namaszczeniem i nie stanowią zbyt cennego podarku (a szkoda!). Co na to wpłynęło? I czy istnieją pozycje, które można traktować jako ponadczasowe?
Czy książki kucharskie mają datę ważności?
Co roku w Polsce wydaje się setki książek kulinarnych, na świecie można je liczyć w setkach tysięcy. Jak długi jest cykl życia pojedynczej książki? Czy istnieją pozycje ponadczasowe?
Tekst: Laura Osęka
zdjęcia: Unsplash.com
Po okresie PRL-u zasypały nas książki o daniach z mikrofalówki, takich w 5 minut, których estetyka współcześnie byłaby nie do przyjęcia. Krzykliwe, mocno wybarwione zdjęcia, które raczej zniechęcały, niż nakłaniały do gotowania
Data ważności
Nie da się ukryć, że niektóre książki kucharskie mają datę przydatności do wykorzystania. Tak było chociażby z peerelowskimi wydawnictwami typu „100 sposobów na coś z niczego” czy też z tymi dotyczącymi jednego konkretnego produktu. Wprawdzie były wydawane na potęgę i nie kosztowały wiele, w związku z czym prawdopodobnie każdy miał je w domu, ale później lądowały na śmietnikach lub jako podpałka w kominku (serce się kraje!). Nie da się ukryć, że wartość większości z nich, czy to kulinarna, czy literacka, była stosunkowo niewielka, a papier, na którym zostały wydane, przypominał makulaturowy. Przepisy mają z kolei za dużo podejrzanych dodatków smakowych.
Celebrity chef
Później pojawiła się moda na kulinarnych celebrytów, albo raczej gwiazdy, które z różnym skutkiem próbowały udowodnić, że potrafią gotować (i jeszcze kogoś tego nauczyć). Gotował chociażby Karol Strasburger czy Rudi Schuberth, książki towarzyszyły serialom, a na ekranach telewizorów gwiazdy i gwiazdeczki dowodziły, że gotować każdy może. Do dziś jestem przekonana, że treści tych wybitnych pozycji pochodziły od jednej z polskich ghostwriterek (w Polsce w tej branży przeważają kobiety). Po latach zasmucania na półkach dużej sieci księgarń trafiły do dyskontów książkowych.
Osobną kategorię stanowią książki gwiazd jednego sezonu, wydawane przy okazji wydarzeń popkulturalnych. Skądinąd fantastyczna „Gra o tron” w postaci książki kulinarnej nie odbiła się szerokim echem i nie zyskała popularności. Podobnie jak książki dodawane do gazet (czy ktoś je jeszcze ma?), które czasami stanowiły ciekawą serię, jak chociażby „Kuchnie świata” dodawane do „Rzeczpospolitej”, i mogły być oknem na świat – ale nie były.
Gotował chociażby Karol Strasburger czy Rudi Schuberth, książki towarzyszyły serialom, a na ekranach telewizorów gwiazdy i gwiazdeczki dowodziły, że gotować każdy może.
Ponadczasowa treść
Są jednak książki, które mimo upływu lat nie starzeją się prawie wcale i choć sprzedano je już w milionach egzemplarzy, wciąż są wydawane. Te książki ma prawie każdy i prawie każdy potrafi coś z nich przygotować.
Wśród nich jest na przykład ponadczasowa „The Joy of Cooking” autorstwa Irmy Rombauer, wydana pierwszy raz w 1931 roku. Konia z rzędem Amerykaninowi, który nie słyszał o tej pozycji! W 2006 roku ukazało się jej ósme wydanie, jubileuszowe, z okazji siedemdziesiątej piątej rocznicy pierwszej publikacji, już ze współautorami – Marion Rombauer Becker i Ethanem Beckerem. Każde wydanie miało kilka dodruków, rekord to około 20, i sprzedawało się w milionach egzemplarzy.
W tej monumentalnej skądinąd pozycji na 1000 stronach znalazło się blisko 4500 przepisów na klasyczne, proste dania, dla przeciętnego Amerykanina jednak dosyć wyszukane. Przepisy zawarte w książce pochodzą z całego świata, najczęściej są na klasyczne dania, bez specjalnych udziwnień, niezbyt skomplikowane, dzięki czemu zyskały ponadczasowy charakter. Z kolejnych wydań usuwane są dania, które trącą myszką, dodaje się za to nowe, aktualnie powszechnie gotowane w Stanach Zjednoczonych.
Kolejne pokolenia czytelników sięgały po „Mastering the Art of French Cooking” za sprawą bloga Julie Powell, a później książki i filmu „Julia and Julie”
Bogata historia (uwieczniona na srebrnym ekranie)
Zupełnie odmienna jest historia innej książki kucharskiej wszech czasów; mowa o „Mastering the Art of French Cooking” Julii Child (w języku polskim nigdy się nie ukazała). Julia, żona pracownika ambasady amerykańskiej w Paryżu, nie mając co zrobić z wolnym czasem, postanowiła nauczyć się gotować i zapisała się do Le Cordon Bleu. Po ukończeniu szkoły napisała, we współpracy z Simone Beck i Louisette Bertholle, swoją pierwszą i zarazem najpopularniejszą książkę. Pozycja ta nie spotkała się z entuzjastycznym odzewem wydawców, którzy bezceremonialnie odrzucali pracę genialnej Amerykanki. Gdy rzecz w końcu się ukazała – zmieniła podejście do gotowania pokoleń pań domu. Co ciekawe, ukazuje się do dziś w niezmienionej formie, nawet okładka, mimo upływu lat, ma zbliżony wygląd. A co sprawia, że książka jest wciąż popularna? Czy to piękne zdjęcia, barwne przepisy? Żadna z tych rzeczy. W książce nie ma zdjęć, nie przypomina więc współczesnych poradników kulinarnych. Treść jest przekazywana w sposób oszczędny, a papier – zapełniony niemalże w 100%. W tym przypadku na popularność wpłynęła zarówno osoba autorki, jak i ponadczasowa treść. Nie bez znaczenia było też to, że Julia prowadziła program kulinarny w telewizji – i jawiła się w nim jako zwyczajna, czasami lekko nieporadna gospodyni. Kolejne pokolenia czytelników sięgały po „Mastering the Art of French Cooking” za sprawą bloga Julie Powell, a później książki i filmu „Julia and Julie”.
Krajowe evergreeny
Zazwyczaj chwalimy książki zza wielkiej wody, te, które przetrwały dziesiątki lat i miały wiele dodruków i wznowień. Jednak i w Polsce co najmniej kilka tytułów może liczyć na wieczną sławę. Dla niektórych będą to książki restaurowane i przywracane przez profesora Jarosława Dumanowskiego i jego zespół, jak na przykład „Kucharz doskonały” Wojciecha Wielądki, dla innych pozycje nieco bardziej współczesne. Większość z nas ma w swoich biblioteczkach wydawaną przez Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne „Kuchnię polską”, której łączny nakład, jeśli uwzględnić wszystkie wznowienia, może być liczony w setkach tysięcy egzemplarzy. U wielu znajdzie się też któraś z książek Marka Łebkowskiego, a napisał ich mnóstwo. Te najpopularniejsze wychodziły w nakładach liczących setki tysięcy egzemplarzy (współcześnie za sukces uważa się sprzedaż wielkości 10 tysięcy) i rozchodziły się na pniu. Część z nich była wznawiana w niezmienionej formie przez ostatnie 20 lat. Tak było chociażby ze „Szkołą gotowania”, która podobno przekroczyła milion sprzedanych sztuk, a wydawana była przez bodaj trzy różne wydawnictwa, pod dwiema czy trzema różnymi nazwami. To jedna z tych książek, z których można się uczyć gotowania, jest napakowana przepisami do tego stopnia, że czasami aż nieczytelna.
Co sprawia, że książka staje się nieśmiertelna?
Recepta na sukces
Co więc sprawia, że książka staje się nieśmiertelna? Odpowiedź na to pytanie nasuwa się naturalnie, bo wszystkie „evergreeny” mają kilka wspólnych mianowników. Przede wszystkim wiarygodna postać autora, który ma pojęcie nie tylko o gotowaniu, ale także o tym, jak przekazywać wiedzę – i umie dzielić się miłością do kuchni. Nie musi być widoczny na ekranie, ale współcześnie – może. Liczy się także prosta, łatwa do strawienia forma, bez przesytu i przesady. A także klasyczne przepisy, niejednokrotnie przypominające te babcine, przekazywane w rodzinach od pokoleń. Co ciekawe, w przywołanych tu „nieśmiertelnych” pozycjach praktycznie nie ma zdjęć, albo można uznać je za nieistotne lub po prostu poglądowe – takich książek obecnie wydaje się niewiele. Może właśnie dlatego te, które zalegają na księgarnianych regałach, traktujemy bez namaszczenia?
Chcemy wiedzieć co lubisz
Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?