Christopher Kostow z wykształcenia jest filozofem. Kucharzem został, bo nie miał pomysłu na życie – a przypadkowy wybór profesji okazał się strzałem w dziesiątkę. Kilka lat pracy w tym wymagającym zawodzie wystarczyło, by pokochał go całym sercem i został jednym z najmłodszych szefów kuchni na świecie wyróżnionych trzema gwiazdkami Michelin. Spotykamy się z nim w Krakowie, dokąd przyjechał jako gość specjalny odcinka polskiej edycji programu „MasterChef”.
Pierwszą gwiazdkę Michelin zdobyłeś jeszcze przed trzydziestką. W wieku 36 lat miałeś trzy gwiazdki, tym samym zostałeś jednym z najmłodszych na świecie szefów, których spotkał ten zaszczyt. Jakie to uczucie odnieść taki sukces w tak młodym wieku?
To z pewnością jeden z aspektów mojej kariery, z których jestem bardzo dumny. Choć prawdę mówiąc, to nie jest coś, do czego przywiązuję dużą wagę. Nie chciałbym, by zabrzmiało to arogancko, ale w gruncie rzeczy gwiazdka to tylko opinia kogoś z zewnątrz. Bardzo się cieszę, kiedy jest dobra, ale gdyby była zła, nie przekreślałaby przecież wartości mojej pracy. A ja jestem zadowolony wtedy, gdy to, co robię, podoba się mnie, moim współpracownikom i gościom. Oczywiście mógłbym powiedzieć: jestem taki genialny, mam trzy gwiazdki Michelin – i osiąść na laurach. Gdyby nagrody były moim priorytetem, już dawno przestałbym się zajmować prowadzeniem restauracji. Moim celem jest nieustanne doskonalenie się w tym, co robię. Z gwiazdkami czy bez.
Kiedy byłeś dzieckiem, chciałeś zostać hokeistą. Potem studiowałeś filozofię, a skończyłeś jako jeden z najlepszych szefów kuchni na świecie. Jak do tego doszło?
Najpierw dotarło do mnie, że nie jestem wystarczająco dobrym sportowcem, by zostać profesjonalnym hokeistą. Potem – że nie jestem wystarczająco mądry, by zostać prawdziwym filozofem. Jako nastolatek w wakacje pracowałem w kuchni. Kiedy skończyłem college i nie miałem pomysłu na życie – wróciłem do tego zajęcia.
Czyli to nie było powołanie ani nagłe olśnienie: tak, to właśnie chcę robić?
Nie. Przez pierwsze pięć lat pracy w zawodzie nie byłem nawet pewien, czy to jest dobra droga.
Miałeś momenty kryzysu?
To był jeden wielki moment kryzysu! Naprawdę. Gastronomia to trudna branża. Na początku pracuje się bardzo ciężko i długo zarabia się niewielkie pieniądze. Jest to niezwykle obciążająca praca – zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Często nachodziły mnie wątpliwości.