Kuba Winkowski to szef kuchni restauracji w hotelu The Feathered Nest, malowniczo położonego w Nether Westcote. Rozmawiamy z nim o tym, jak dotarł do tak elitarnego konkursu.

Zadaje pan kłam zdaniu: nigdy nie ufaj chudemu kucharzowi. Czy mógłby pan rozwinąć tę teorię?

Jest takie powiedzenie w Anglii: don’t trust a skinny chef. Znaczy to, że kucharz musi być gruby. Chciałbym pokazać ludziom, że kucharz może wyglądać inaczej. Chcę dać przykład i zmotywować ludzi do zmiany. Nasza praca jest bardzo wymagająca, długie godziny w ruchu, ciągle na nogach, więc trzeba być sprawnym fizycznie, żeby być w czołówce.

Postanowiłem zmienić swoje życie i w ciągu ostatniego roku schudłem trzydzieści kilogramów. Jestem nowym człowiekiem. Pokłady energii są niesamowite – do życia, pracy, do wszystkiego.

Trudno było dostać się do finału?

To złożony proces, trzeba przejść różne etapy. Wymaga to dużo pracy, przygotowań i poświęcenia. Najpierw trzeba, w formie pisemnej, stworzyć menu składające się z trzech dań dla dwóch osób. Prezentacja musi zawierać przepisy, zdjęcia i metodę pracy. Następnie jury wybiera czterdziestu półfinalistów. Kolejny etap to cztery półfinały po dziesięć osób – w ciągu dwóch godzin trzeba ugotować i zaprezentować swoje menu. Z czterdziestu kucharzy jurorzy wybierają dziesięciu, którzy przechodzą do finału w Londynie.

Jakie to uczucie być finalistą?

Oczywiście wspaniałe. [śmiech] Szczególnie po ciężkiej pracy i zainwestowanym czasie. Jest również sporo nerwów, bo jestem ambitny. Odczuwam presję i bardzo chciałbym wygrać.

Skąd pomysł na udział w konkursie?

Lubię wyzwania, lubię się rozwijać. Udział w takim konkursie, poza możliwością zdobycia tytułu, to duża lekcja charakteru, dyscypliny i sprawdzian profesjonalnych umiejętności. Fajnie też zmierzyć się z innymi.

Dlaczego wybrał pan gastronomię?

Nie mam pojęcia. [śmiech] Czasami po ciężkim dniu sam zadaję sobie to pytanie. Zawsze lubiłem jeść i gotować. Praca w kuchni daje mi zastrzyk adrenaliny, każdy dzień jest inny. Cieszy mnie także, gdy widzę, że ludziom smakują moje dania – że mogę sprawiać im przyjemność. Poza tym jestem manualny i lubię tworzyć, kreować nowe smaki.

Co najczęściej pan tworzy? Co jest pana specjalnością jako szefa kuchni?

Moja specjalnością są dziczyzna, domowe kiełbasy, szynki, salami wolno dojrzewające. I jeszcze wędzony łosoś oraz wszelkie polskie wędliny, którymi próbuję karmić ludzi na Wyspach. Moje dania specjalne to młody dzik z pigwą oraz głuszec z czarnym bzem.

Co pana inspiruje?

Natura i sezonowość. Jedzenie sezonowe to jedyna droga. Czytam również dużo książek, odwiedzam inne restauracje, ciągle się kształcę.