Wielka głębia: Maido
Szef: Mitsuharu Tsumura
Adres: Calle San Martin 399, Miraflores
Kolejna pozycja z list topowych restauracji na świecie i numer jeden w Ameryce Łacińskiej. Sława Japończyka jest zasłużona. Młoda tradycja kulinarna nikkei, łącząca filozofię, smaki i techniki Peru i Japonii, to dzisiaj w Limie właściwie klasyka, ale to, co wyczynia ekipa Mitsuharu, to czysta magia. Kuchnia jest miejscem, gdzie zaczyna się dialog kultur, gdzie zderzają się żywioły, a przeciwieństwa przyciągają, jak mówi szef. To piąty wymiar, inna czasoprzestrzeń doznań. Kelnerzy z pewnością przyzwyczaili się już do błogich min i ekstatycznych uśmiechów gości. Od samego początku wszystko jest zachwycające: najpierw donośne powitanie przez obsługę („maido” znaczy powitanie), potem bar z widokiem na świeże ryby i owoce morza oraz pracujących kucharzy, wreszcie lista koktajli, nad którą można spędzić długie minuty, czerpiąc przyjemność z samej lektury kompozycji składników. W karcie oczywiście królują mieszkańcy słonych wód o niewiarygodnej świeżości. Ceviche z makreli (52 sole), jedno z trzech w karcie, proste w formie, podane w pięknej, kutej miseczce, jest stanowczo najlepszym, jakie przyszło nam jeść w Peru. Nigiri (2 sztuki, od 26 soli do 41 soli) występują w 14 odmianach i aż chce się powiedzieć „poproszę wszystko”. Wybieramy to z węgorzem rzecznym i chrupiącą komosą, a później z awokado, japońskim chimichurri i opalanym kremowym serkiem, a także tuńczyka z konfitowanym przepiórczym żółtkiem. Proste, kilkuskładnikowe kompozycje, formowane i wykańczane przez zręczne dłonie na naszych oczach – czysta rozkosz. Świetnym wyborem są też pierożki z ryżowego ciasta z atramentem kałamarnicy, farszem z krewetek i quinoą (44 sole), a spośród deserów – podany w pięknej skorupie owocu kakaowca czekoladowy ganasz, mocny w smaku i konsystencji, z lodami liczi i ze słodką kukurydzą (38 soli). Atmosfera jest nieformalna, gwar duży, mimo to obsługa bez zarzutu, a wnętrze klasyczne i eleganckie, z dominującymi szarościami, drewnem i pięknymi koralowcami zdobiącymi bar. Amuse-bouche pojawia się nie na talerzu, a na ciężkim wulkanicznym kamieniu; zamiast szklanek na wodę znajdziemy stalowe czarki. Czujemy się tutaj dokładnie tak, jak chce czuć się gość w topowej restauracji: jak w domu, a zarazem wyjątkowo. Wszystko, ze smakami na czele, czyni to miejsce wyjątkowym. Nie zapomnijcie o rezerwacji!