Zapach często przywołuje wspomnienia.
Nasz układ nerwowy jest wprost stworzony do przechowywania wspomnień zapachowych! Węch jest pierwszym zmysłem, jaki rozwija się w naszym mózgu. Jesteśmy w stanie odbierać zapachy już od trzeciego miesiąca życia płodowego – przez kontakt z płynem owodniowym matki, w którym znajdują się zawarte w jej pożywieniu substancje odpowiedzialne za powstawanie wrażenia zapachu. Płód rejestruje ich obecność i – mówiąc w skrócie – odbiera je jako zapachy. I już wtedy nasz mózg zaczyna uczyć się emocjonalnych reakcji na aromaty – odruchowo nie ufamy tym nieznanym, jednak z każdą ekspozycją na dany zapach, rośnie w nas tolerancja na niego. A jeśli jego odczuwaniu towarzyszy silna emocja, w mózgu tworzy się emocjonalno-zapachowy ślad pamięciowy.
Co się dzieje, kiedy w późniejszym życiu mamy do czynienia z tym zapachem?
Mózg automatycznie wyrzuca wtedy związaną z nim najsilniejszą zapamiętaną emocję – i tu dochodzimy do kwestii babcinej szarlotki. Ponieważ pieczeniu czy jedzeniu szarlotki u babci zwykle towarzyszą pozytywne uczucia, większość z nas przeżywa je ponownie za każdym razem, gdy czuje jabłka i cynamon. Jeśli jednak mieliśmy nieszczęście mieć babcię, która podczas pieczenia wyzywała nas od łamag i karciła za rozsypywanie mąki po blacie, na zapach tego samego ciasta będziemy reagowali tymi samymi przykrymi emocjami, które wtedy przeżywaliśmy.
Zapach może więc wywołać zupełnie inną reakcję w każdym z nas.
Dokładnie. Podam inny przykład. Zapach szamponu kasztanowego nie jest tak powszechny jak aromat szarlotki, nie robi na nas wrażenia. A jednak u mojego kolegi to właśnie ten aromat wywołuje bardzo intensywną reakcję emocjonalną. To dlatego, że takim szamponem myła włosy jego pierwsza miłość i z nim kojarzy pierwsze zmysłowe spotkanie z pierwiastkiem kobiecości, jakim był taniec na szkolnej zabawie – dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu i zapach jej włosów wsiąkł w jego umysł razem z całą ekscytacją towarzyszącą pierwszemu zauroczeniu.
Wszelkie intensywne uczucia, a także wrażenia płynące z innych zmysłów, na przykład dźwięki, temperatura, dotyk, przypływają do nas w momencie, w którym pojawi się zapisany wcześniej w pamięci zapach towarzyszący kiedyś tym wrażeniom. U mnie zapach ciepłego krowiego mleka wywołuje jednocześnie odczucie chłodu pod stopami i wyzwala we mnie wspaniałą mieszankę bezpieczeństwa, komfortu i dreszczyku emocji. Zabiera mnie do czasów, kiedy miałam cztery czy pięć lat i wstając rano w wiejskim domu dziadków musiałam w drodze do łazienki przejść przez sień, w której stały wiadra z ciepłym mlekiem z porannego udoju. Wiedziałam też, co zaraz nastąpi: cudowna mleczna zupa z lanymi kluseczkami przygotowana przez babcię, połączona z reprymendą: ty znów na boso! Mam jednak świadomość, że dla wielu moich znajomych ten sam zapach jest emblematem koszmaru peerelowskiego przedszkola.