Chronologia wody
Lidia Yuknavitch
wyd. Czarne
„Chronologia wody” to dla jednych książka kultowa, dla innych – z racji użytego języka – rzecz nie do przyjęcia. Spisane przez Yuknavitch w bardzo nietypowej autobiografii historie, znane poniekąd z jej wcześniejszych książek, „Misfit. Manifest” czy „Krawędź”, dla wielu będą trudne czy nawet niemożliwe do udźwignięcia, tak jak nie do udźwignięcia bywa życie – i właśnie ten aspekt stanowi o wielkości twórczości amerykańskiej pisarki. Ci, którzy literaturę kochają przede wszystkim za łamanie konwencji i dawanie głosu niesłyszalnym, za opowiadanie o sprawach, o których inni milczą, za słowa, które wypalają od środka i dotykają najbardziej mrocznych, skrytych miejsc, „Chronologię wody” pokochają. Lidia Yuknavitch zanurza się w wodzie, w życiu, w języku i nurkuje głęboko w ciemność. Prowadzi nas przez zakamarki swojej biografii, mocne aż do bólu sceny, porozrzucane w czasie niczym ręczniki w basenowej szatni. Przemocowa rodzina, toksyczne związki, kariera pływacka, uzależnienia, kariera uniwersytecka, więzienie, śmierć dziecka, narodziny dziecka. Zbyt krótkie oddechy przy próbie pobicia życiowego dystansu, niewystarczające do tego, by dokądkolwiek dopłynąć. Kotwice, które rzuca jej życie, łapie tylko na chwilę, obraca w dłoni i wypuszcza – aż do momentu, w którym zrozumie, że ma moc pozwalającą ujarzmić wszelkie traumy. Pisanie dosłownie ją uratuje, jak niegdyś pływanie, bo umożliwi obranie innego kursu niż samounicestwienie. „W wodzie, jak w książkach, możesz opuścić własne życie”, pisze autorka, a każdy, kto w literaturze szuka ucieczki przed tym, co w realnym życiu przytłacza, poczuje się częścią plemienia Yuknavitch.