Moja żona nie tańczy
Tove Ditlevsen
wyd. Czarne
Czytaliście „Trylogię kopenhaską” Tove Ditlevsen? Napisana na przełomie lat 60. i 70. książka składa się z trzech części opisujących dzieciństwo, młodość i dorosłość autorki. Jej biograficzna trylogia to jedno z najważniejszych dokonań duńskiej literatury. Pisarka pochodziła z robotniczej rodziny, zyskała sławę jako poetka i prozaiczka, miała kilku mężów i kochała za mocno – mężczyzn i leki. Ta superwrażliwość i dociekliwość wespół z umiejętnością pisania o sprawach trywialnych składają się na wydane właśnie krótkie opowiadania „Moja żona nie tańczy”. Mikrohistorie pochodzą ze zbiorów z lat 40., 50 i 60., choć czasem ma się wrażenie, że są bardzo współczesne. Tove Ditlevsen notuje w nich codzienne impresje: zaborczą miłość chłopca do matki, emocje dziewczynki, której rodzice się rozstają, emancypację zahukanej żony. Kobiety w jej opowiadaniach szukają swojego miejsca pomiędzy miłością a wolnością, chcą się dopasować do męskiego świata, ale czują, że tu i ówdzie coś je uwiera. Mają ambicje, które łatwo zgasić, jak w „Chwili przerwy”: „Lubił to miejsce, gdyż było, jak powiedział, nudne w banalnym rozumieniu, co natychmiast zamknęło jej usta i głęboko ją zawstydziło własną banalnością”. Skomplikowane uniwersum Ditlevsen to – jak trafnie ujmuje wydawca – „Świat, w którym to, co wypowiedziane na głos, jest dużo mniej istotne od tego, co przemilczane”.