Można zaryzykować stwierdzenie, że w grupie jakość. Jesteśmy trochę jak owady: piękne, różnorodne, ale łączące się w struktury, które czynią je niejako niewidocznymi pojedynczo. Najlepiej, jeśli przestrzenie, w których mieszkamy, są niejako przedłużeniem naszych upodobań w rytmie slow. Niechętnie rezygnujemy z dziecięcych marzeń i często uciekamy od wchodzenia w dorosłość. Otaczamy się sentymentalnymi przedmiotami i czujemy się dobrze w nostalgicznych, niezobowiązujących formą ani funkcją przestrzeniach, w których użytkownik odgrywa rolę drugorzędną. Wielu z nas ma nawet swoją wizję „domku na drzewie”, w którym chciałoby się skryć i stamtąd obserwować świat. Otaczająca nas rzeczywistość daje wiele możliwości. Byłoby dobrze, by ów domek w pełni je wykorzystywał. (…)
Spróbujmy zatem przez chwilę pomyśleć o domu w sposób abstrakcyjny, inspirując się światem owadów. Traktując owada jako użytkownika pewnej przestrzeni, od razu zaczynamy analizować, w czym właściwie ów owad się specjalizuje. Zapominamy o dachu, oknach i podłodze. Zastanawiamy się, w jakim zakresie dom mógłby być dla owada pomocny. Albo jak sprawić, by taka przestrzeń stała się przedłużeniem, rozwinięciem jego niezwykłych możliwości.