O I Love Nature słyszał chyba każdy miłośnik gotowania – twórca marki, Jarek Berdak, jest nie tylko zdolnym artystą rzemieślnikiem, ale także fotografem, autorem między innymi zdjęć kulinarnych. Gdy nie fotografuje – struga deski i inne drewniane przedmioty, z których korzysta Jamie Oliver. W zeszłym roku Berdak otrzymał certyfikat KUKBUK Poleca. Mówi, że gdyby mógł wybrać jedno miejsce na Ziemi, wyprowadziłby się do Kanady, w rejon Jukonu.

Laura Osęka: Jarku, opowiedz o książkach kucharskich, które były – a może nadal są – dla ciebie najważniejsze.

Jarek Berdak: Niezmiernie trudno jest wybrać ten jeden jedyny tytuł. Gdy znajduję taką książkę i wydaje mi się, że ona jest najważniejsza, pojawia się kolejna, która kradnie mi serce. Uwielbiam stare książki, świetnie wychodzą na zdjęciach. Obecnie mam dwie ulubione: amerykańską „The Brown Derby Cookbook” z 1952 roku oraz kanadyjską „Yukon Cookbook” z 1978 roku. Lubię przedmioty z duszą, a te książki dodatkowo opisują niezmiernie mi bliskie rejony. Za tydzień może się to oczywiście zmienić, bo znajdę kolejną fascynującą pozycję. Doceniam też nowoczesne publikacje, zwłaszcza Jamiego Olivera. To naprawdę dobre, przemyślane pozycje ze świetnymi przepisami autora i z rewelacyjnymi zdjęciami Davida Loftusa, którego bardzo cenię. Ale najważniejsze spośród książek Jamiego są dla mnie te najnowsze, ponieważ do stylizacji wielu zdjęć wykorzystano deski kuchenne wykonane przeze mnie. Te książki zmieniły moje życie, bo jest w nich część mnie.

L.O.: Pamiętasz pierwszą książkę kucharską, z której coś ugotowałeś? Co to była za książka?

J.B.: Niedawno nawet ją znalazłem. To „Nowa kuchnia śląska”, wydana przez Instytut Śląski w Opolu w 1990 roku. Byłem małolatem, więc zupełnie nie pamiętam, co z niej ugotowałem. W moim domu rodzinnym było mnóstwo książek, właściwie były wszędzie – mogę powiedzieć, że zdecydowanie miałem z czego wybierać, jednak to ona musiała być tą pierwszą. Potem miałem przerwę w gotowaniu, aż dostałem książkę „Pascal. Po prostu gotuj” Pascala Brodnickiego, wtedy pasja wróciła. Jednak najwięcej nauczyłem się od mojego taty, Jana Berdaka, on był najlepszą książką kulinarną, chociaż był artystą fotografikiem. Skądinąd to po nim mam pasję do robienia zdjęć.

L.O.: A gdybyś miał wybrać tę jedną jedyną książkę kucharską, taką, którą zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę – co by to było?

J.B.: Tej, którą bym wybrał, nie zaliczam do moich ulubionych, ale jest ważna, bo zawiera w sobie wszystkie książki kucharskie świata i uczy, jak komponować przepisy. Można ją nazwać matką książek kulinarnych. Mowa o „Leksykonie smaków” Niki Segnit. To chyba najlepsza i najbardziej użytkowa ze wszystkich książek, jakie mam, mogłaby mi się przydać na bezludnej wyspie. Mógłbym eksperymentować ze smakami, których nigdy nie próbowałem, i uniknąłbym fatalnych błędów, a być może i rozstroju żołądka.

Leona Kananen, „Yukon Cookbook”

Mało kto jest świadom istnienia tej niepozornej i niezwykle rzadkiej książeczki. Wydana po raz pierwszy w latach 70., mówi o tym, co zwykli jadać mieszkańcy Jukonu. Znalazły się w niej przepisy na niedźwiedzia, bobra, dziką kozę górską, łosia i jeżozwierza – choć pod naszą szerokością geograficzną mogą wydawać się dziwne, stanowią punkt wyjścia do poznania lokalnej kuchni kanadyjskiej. Oczywiście prócz tych specyficznych potraw w publikacji zawarto też przepisy na różnego rodzaju chleby, placki czy dania z fasoli. Wszystko to okraszono rycinami w stylu retro. Prawdziwa gratka dla miłośników gatunku!