Każdy dzień zaczynają od wspólnej kawy po arabsku. Jerzy przyrządza ją w specjalnym tygielku, z kardamonem, imbirem, cynamonem i miodem. Dokądkolwiek jadą, tygielek biorą ze sobą. Chociaż chętnie próbują nowości, to niezmiennie ich ulubiona kawa i chcą ją pić wszędzie tam, gdzie akurat się znajdują. – Miałam powiedzieć, że przynosisz mi ją codziennie do łóżka – śmieje się Sławka do Jerzego – ale ostatnio wolę wstać i zacząć dzień.
I dzień się zaczyna, by dalej biec nieregularnym truchtem. Bo kawa to jedyny tak stały i przewidywalny punkt w ich harmonogramie dnia. Potem w tym domu dzieją się rzeczy przeróżne. Mieszkają tu ludzie twórczy, w ciągłym w ruchu, z tysiącem pomysłów. Pandemia zastała Sławkę i Jerzego w czasie podróży po Indiach. Nie udało im się jej dokończyć, wrócili do Polski, do domu. Wcześniej dom był raczej weekendową przystanią – dużo pracowali w Poznaniu, sporo podróżowali. Od powrotu spędzają tu właściwie każdy dzień, mają czas i na obserwację ptaków, i na to, by skupić się na sobie.