Kosz upleciony z trzciny skrywa ciasny labirynt klatki schodowej, która jest jednocześnie artystyczną instalacją. Na każdym piętrze tej dziwacznej konstrukcji oglądamy domy na palach, zbudowane w Indonezji na tej samej wysokości nad ziemią, na jakiej akurat się znajdujemy. Ze szczytu labiryntu widać nie tylko cały korytarz weneckiej zbrojowni, który mieści światowej sławy Biennale Architektury, lecz także model domu zbudowanego kilka metrów nad ziemią na dziesiątkach wysokich szczudeł, które można nazwać odwrotnością fundamentów.
Choć za ten okaz na Biennale odpowiada współczesny indonezyjski artysta Andra Matin, domy nie są jego projektu. To architektura, jak to się mówi, wernakularna, czyli ludowa, nieakademicka, zakorzeniona w lokalności, nieprofesjonalna. Słowem tym teoretycy architektury nawiązują do języka: wernakularny w językoznawstwie to tyle co rodzimy, pełen potknięć, z nalotami dialektów i gwar, a jednocześnie najskuteczniejszy w komunikacji w pełnym jej zakresie. Z wykrzyknikami, przekleństwami, urabianiem słów, by niosły nie tylko znaczenia, lecz także emocje.